Start | Wprowadzenie | Artykuły: Polska | Małopolska | Mazowsze | Ziemia Łęczycka | Żuławy | Nizina Sartawicko-Nowska | Ziemia Kwidzyńska | Ziemia Walichnowska | Ziemia Sieradzka | Ziemia Wieluńska |
Artykuły --> Mazowsze
|
||
|
||
Wojciech MarchlewskiOlędrzy podczas II wojny światowej i ich powojenna sytuacja - zagadnienia społeczne, polityczne i gospodarcze. Mennonici na Mazowszu 1939 - 1948Wstęp Mennonici na tereny zalewowe Wisły w okolice Gąbina przybyli w 2 poł. XVIII w. Zostali osadzeni w Olędrach Czermińskich w 1781 r.1 (w późniejszym czasie wieś ta zmieniła nazwę na Wymyśle Niemieckie). Mennonici osiedlili się także w innych wsiach mazowieckiego Powiśla. Generalnie na terenach Polski mieszkali do końca II wojny światowej. Ostatnia grupa opuściła swoją małą ojczyznę - Wymyśle 9 listopada 1948 roku. Zostali wraz z innymi 52 Niemcami, który zrzekli się obywatelstwa polskiego, przewiezieni ciężarówkami na stację kolejową Warszawa Zachodnia.2 Stamtąd mieli zostać deportowani do Niemiec, do obozu przejściowego w Gronau. Na ciężarówkach tych wywieziono do Warszawy pozostających jeszcze w Polsce członków mennonickich rodzin Schroeder i Prochnau. Był to ostatni akt dramatu, jaki rozpoczął się w sierpniu 1939 roku. Akt I - Druga Rzeczpospolita W latach 30. XX w. w powiecie gostynińskim według szacunków mieszkało ok. 6% etnicznych Niemców (najwięcej na Mazowszu)3. Koloniści, jak nazywano na Mazowszu etnicznych Niemców, wyróżniali się spośród innych grup przede wszystkim religią. Dla swoich sąsiadów Polaków byli innowiercami. Sami koloniści również pod względem religijnym różnili się miedzy sobą. Największą grupą byli ewangelicy. Pomiędzy nimi mieszkali baptyści i mennonici. Sami mennonici nie byli jednolitą grupą religijną, podzieleni byli na dwie wspólnoty: Staromennonicką nazywaną Fryzyjską4 i Wspólnotę Mennonitów Braterskich. Na Mazowszu ich zbory istniały w Kazuniu Niemieckim i Wymyślu Niemieckim. Mennonici, zwykle identyfikowali się jako odrębna grupa religijna, odwołująca się do swoich holenderskich antenatów. Sąsiedzi Polacy nie zauważali tych różnic, nawet dla samych mennonitów nie były one zbyt istotne. Przez swoich sąsiadów Polaków postrzegani byli jako koloniści - Niemcy. Na ile mennonici czuli więź w sąsiadami - kolonistami ewangelikami czy baptystami, trudno jest ocenić. Można bez wątpienia stwierdzić, że wśród kolonistów starali się podkreślać swoją odrębność, przede wszystkim odmienność religijną, w mniejszym zakresie kulturową. Koloniści byli bogatymi gospodarzami. Większość z nich na stałe lub do prac sezonowych zatrudniała Polaków z sąsiednich wsi. Parobkowie, którzy pracowali na stałe, mieszkali razem z gospodarzami pod jedynym dachem, jednak w specjalnie dla nich przygotowanych pomieszczeniach.5. Mennonici mieli w zwyczaju zasiadanie do spożywania posiłków wraz ze swoimi pracownikami6, którzy swoją wiedzę o nich przekazywali rodakom -Polakom. Koloniści - rolnicy specjalizowali się w sadownictwie i wcześniej w XIX w. w serowarstwie. Później zaniechali produkcji serów i zajmowali się mleczarstwem. Sposób gospodarowania kolonistów był tradycyjny i podporządkowany warunkom środowiska naturalnego ziem, na których zamieszkiwali.7 Na przykład ojciec Edny Schroeder był sadownikiem i prowadził własną szkółkę, w której przed wojną udało mu się wyhodować morele8. Owoce przetwarzano na marmolady, dżemy, konfitury lub suszono. Świeże i suszone owoce sprzedawano na targach w Warszawie bądź stałym odbiorcom - warszawskim cukiernikom. Z relacji kolonistów z Powiśla oraz z analizy dokumentów wynika, że mennonici mieli bardzo ściśle kontakty handlowe z Warszawą. Owoce transportowano wozami wzdłuż Wisły od Gdańska do Warszawy drogą nazywaną Grosse Strasse9 bądź też spławiano barkami po rzece. Tymi odległymi podróżami mennonici odróżniali się od sąsiadów Polaków, którzy z rzadka podróżowali poza terenem swojej parafii. Jeszcze w okresie miedzywojennym pierwszą poważną podróżą chłopów polskich był wyjazd do wojska. Koloniści byli bogatsi od sąsiadów Polaków, mieli zadbane gospodarstwa z pięknie utrzymanymi ogrodami pełnymi kwiatów. Odróżniali się również stylem życia. Pili np. kawę i herbatę. Jak wspomina Edna Schroeder: (...) w naszej wsi sklepikarz trzymał kawę i herbatę pod ladą. On wiedział, że nie sprzeda jej Polakom, bo ich nie było na to stać. Kiedy przychodził mój ojciec i pytał czy może kupić pół funta herbaty sklepikarz opowiadał: "oczywiście panie Schroeder. Mam herbatę i zaraz ją panu sprzedam". Oni wiedzieli, że mennonici mają pieniądze.10 Trudno jest dzisiaj oceniać w jakim zakresie mennonici w przedwojennej Polsce byli lojalnymi obywatelami polskimi a na ile czuli się związani z Niemcami. W II Rzeczpospolitej przyznano im prawa, jakie uzyskali wcześniej w Cesarstwie Rosyjskim, szczególne dotyczące zwolnienia ich z obowiązku noszenia broni, a więc zwolnienia ze służby wojskowej. W zamian służyli w formacjach sanitarnych11. II Rzeczpospolita zapewniła też mennonitom pozostałe prawa wynikające z ich religii. Należy przypuszczać, że w początkach II Rzeczpospolitej (podobnie jak w czasie zaborów) kwestia identyfikacji narodowej nie była dla nich istotna. Historię mennonitów należy rozpatrywać nie jako fenomen, ale jako cześć szerszego zjawiska jakim było osadnictwo olęderskie w Polsce. Należy również pamiętać o tym, że w XX w. "Olędrzy" nie byli już osadnikami z Holandii. Analizując ich przeszłość można z dużą dozą pewności zauważyć, że już z końcem XVIII w. nie ma wśród nich tych, którzy mogliby się wykazać hoelnderskimi antenatami. Pod koniec XVIII i na początku XX w. wśród osadników osadzonych na prawie olęderskim przeważają koloniści, których podstawowym wyróżnikiem jest język niemiecki odmiany plattdeutsch oraz wyznanie ewangelickie. W XX w. osadnicy olęderscy zaczęli poszukiwać swojej tożsamości. Czuli się inni, niczym nie związani z powstałym po I wonie światowej państwem polskim. Wśród nich zamieszkiwali również mennonici, najbliżej, jak się wydaje, związani z holenderskimi osadnikami z XVI w. osadzonymi w okolicach Gdańska. Oni również, tak jak pozostali koloniści - mieszkańcy wsi nadwiślańskich - poszukiwali swojej tożsamości. (Pośród około 6 tys. etnicznych Niemców zamieszkujących teren powiatu gostyńskiego tylko około 400 było mennonitami)12. Kwestie identyfikacji narodowej mennonitów należy rozpatrywać w szerszej perspektywie, mniejszości narodowych w II Rzeczpospolitej. Mennonici wówczas mieszkali na obszarach zdominowanych przez ludność niemieckojęzyczną. Oczywiście ludność ta stanowiła mniejszość etniczną, która deklarowała swoją niemiecką przynależność narodową. Podstawowym jej wyznacznikiem był język. Na obszarze mazowieckiego Powiśla w latach 1928 - 1934 działały mniejszościowe organizacje niemieckie, ale i polskie partie polityczne. Jedne i drugie starły się zjednać sobie etnicznych Niemców. Mennonici, tak jak inni koloniści z Powiśla, stali się przedmiotem zabiegów polskich partii politycznych - BBWR oraz OZON. W 1928 r. w Raporcie Starosty Gostynińskiego czytamy: Daje się zauważyć , że Niemcy, zamieszkujący Powiśle tut. Powiatu skłaniają się do współpracy z Bezpartyjnym Blokiem Współpracy z Rządem a kwestia porozumienia jest na dobrej drodze. Kierunek ten rozwija się pomyślnie na terenie gminy Czermno, przy czynnym udziale Franciszka Kuestra i Wegerta (członek Sejmiku) którzy są przychylnie usposobieni do Rządu.13 W ww. latach na terenie powiatu gostynińskiego, w gminie Czermno zorganizowano szereg spotkań, na których agitowano do przystąpienia do OZON, jednak z zachowanych dokumentów wynika, że koloniści nie przejawiali ochoty do wstąpienia do tej partii.14 Od 1936 r. wyraźnie widoczna jest zintensyfikowana działalność organizacji mniejszości niemieckiej. Związane to było ze zmianami jakie zaszły w polityce Niemiec dotyczącymi Niemców żyjących poza jej granicami - Volksdeutschów. W założeniach polityki III Rzeszy dążono do zjednoczenia wokół programu nazistów wszystkich Niemców, również tych mieszkających poza granicami kraju.15 Głoszone przez NSDAP idee Wielkich Niemiec (Grossdeutschland), czystości rasowej, dominacji kulturowej zyskały na popularności wśród kolonistów mieszkających w Polsce. W październiku 1936 r. Starosta Powiatu Gostynińskiego donosi: Mniejszości narodowe w dalszym ciągu okazują żywą działalność. Zwraca uwagę mniejszość niemiecka, wśród której zauważono pewne ożywienie. Coraz uporczywiej krążą pogłoski o przejęciu jakie ma nastąpić zbrojne zajęciu Gdańska przez Niemcy. Wieść tą rozpowszechniają narodowcy i ludowcy.16 Jednocześnie do Polski docierały informacje na temat polityki III Rzeczy wobec mennonitów mieszkających w Prusach. Sigmunt Bartel na pytanie dlaczego mennonici zaakceptowali politykę hitlerowskich Niemiec odpowiedział: W Prusach 80% ludzi to byli farmerzy. W latach 30-ych z powodu złej sytuacji ekonomicznej zaczęli tracić swoje gospodarstwa. Kiedy Hitler doszedł do władzy, sytuacja zmieniła się. Nikt z farmerów nie opuścił swojego gospodarstwa. Komisarze pytali chłopów jaki masz dług. Ci na to taki a taki. Analizowali sytuację chłopów a następnie decydowali ile mają długu do spłacenia a ile zapłaci Państwo.17 W społeczności mennonitów w Prusach Wschodnich daje się również zauważyć silne tendencje asymilacyjne ze społeczeństwem niemieckim, z równoczesnym odrzuceniem zasady "bez przemocy" - ostatnią pozostałością z tradycyjnej wiary. Jednocześnie w gazetach mennonickich we wrześniu 1939 ukazały się artykuły, które gloryfikowały zwycięstwo Niemiec. Jeden z nich podkreśla je cytatem z pisma świętego (List do Rzymian), mianowicie, że: w imię Boga złamana została ostatnia granica, która dzieliła naród (Volksdeutschów).18 Pośród mennonitów byli również i tacy, którzy kontestowali czy wręcz krytykowali politykę III Rzeszy i zachowanie się członków swojej społeczności. Warto tutaj przypomnieć, że Christian Neff, który opublikował krytykę mennonitów popierających politykę III Rzeszy19 i starszy zboru Herman Epp zostali wysłani do obozu koncentracyjnego za złe wyrażanej się o reżimie III Rzeszy. Były to jednak wyjątki. W III Rzeszy - zarówno w Prusach Wschodnich jak i w Kraju Warty - mennonici gremialnie popierali politykę hitlerowskich Niemiec. Część nauczycieli mennonicki widziała w planie Barbarossa realizującą się wizję boskiego przeznaczenia.20 W latach 30. XX w. mennonici w Prusach Wschodnich identyfikowali się coraz bardziej z głoszoną przez Hitlera ideą czystości rasowej. Dowodem na to mogą być prace prowadzone przez mennonickich badaczy dotyczące mennonickich nazwisk. W pracach tych zaczyna pojawiać się wątek czystości rasowej. Elity mennonickie (naukowcy, historycy) w jawny sposób zaczynają podzielać nazistowską wizję świata opierającą się na koncepcji czystości rasowej i dominacji niemieckiej kultury.21 Podsumowując można stwierdzić, że w latach 30. XX w. w Prusach doszło do swoistego połączenia narodowej (niemieckiej) i religijnej (mennonickiej) mitologii w jeden trudny do zrumienia tandem, który w pełni przejawił się na frontach II wojny pójściem menonitów na front. W dalszym ciągu starali się oni jednak nie służyć z bronią w ręku, odwołując do swoich praw jeszcze z czasów I wojny światowej, kiedy to przydzielano ich do oddziałów sanitarnych, aprowizacyjnych czy jednostek pomocniczych. Dlaczego mennonici zrezygnowali z fundamentalnych zasad wiary takich jak ubóstwo, nie przyjmowanie urzędów, nie stosowanie przemocy, pacyfizm na rzecz pełnej afirmacji III Rzeszy, trudno jest jednoznacznie stwierdzić. Wydaje się, że przyczyn należy poszukiwać w sytuacji geopolitycznej na terenach przez nich zamieszkałych, a także w funkcjonowaniu kościoła menonitów - zarówno w Prusach Wschodnich, jak i w Polsce do 1939 r. a także w Rosji. Idee nazistowskie z Prus Wschodnich za pośrednictwem współwyznawców docierały do mennonitów na Mazowszu - do Kazunia Niemieckiego i Wymyśla Niemieckiego. Jednocześnie cały teren zamieszkały przez etnicznych Niemców w Polsce w końcu lat 30. XX w. objęty był działalnością różnego typu organizacji wspieranych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Niemiec. Koloniści, a w tym także mennonici, pod wpływem przybywających z III Rzeszy emisariuszy w 1938 roku zaczęli zakładać struktury terenowe Deutscher Volksverband (DVV)22 Historycy uważają, że z szeregów tej organizacji wywodzili się dywersanci niemieccy, działający w ramach tzw. V kolumny. Działalność DVV była częścią polityki zagranicznej III Rzeszy prowadzonej na rzecz Volksdeutschów - w swoim programie manifestowano jawną wrogość wobec państwa polskiego. Członkami Deutscher Volksverband od roku 1938 byli mennonici: Albert Foth23, Beniamin Foth,24 Erich Raztlaff, Gotfryd Raztlaff. W roku 1939 na terenie Powiśla prowadzona była zakrojona na szeroką skalę akcja agitacyjna. Wiosną przybył z III Rzeszy Aleks Nipie, który zachęcał młodzież do ucieczki do Niemiec i wstępowania tam do wojska. Nippe zorganizował swoją kwaterę w gospodarstwie kolonisty Brakopa z Wionczemina Polskiego.25 Mennonici wstępowali nie tylko do DVV, ale również do NSDAP, a niektórzy z nich kierowali komórkami tej organizacji. Trudno jest dzisiaj stwierdzić, jakie pobudki im przyświecały26. Mając to na uwadze nie należy zapominać, iż w końcu lat 30. dochodziło często do wystąpień antyniemieckich. Mennonici byli w tym czasie utożsamiani z Niemcami i na nich również spadały represje.27 Akt II wojna sześciotygodniowa Rozpoczęcie wojny we wrześniu 1939 przyczyniło się do eskalacji represji Polaków skierowanych przeciwko Niemcom. Wrogie nastoje podsycały pogłoski o wszechobecnych szpiegach i dywersantach. Obszar zamieszkany przez kolonistów był terenem zaciętych walk w ramach tzw. Bitwy nad Bzurą. W działaniach tych wojsko polskie ponosiło straty, również i ludność nękana była częstymi atakami niemieckiego lotnictwa. W tej atmosferze, wzmaganej poczuciem bezradności i paniki, dochodziło to aktów przemocy skierowanych przeciwko realnemu, ale też często wyimaginowanemu wrogowi, który utożsamiany był z obcym - kolonistą niemieckim. W wielu przypadkach dochodziło do samosądów nad kolonistami połączonymi z aktami grabieży. W pierwszym rzędzie represje dotknęły działaczy organizacji mniejszości niemieckich. Zresztą już latem 1939 r. odrębność stała się jedną z przyczyn podejrzeń o współpracę w faszystami. W dniu 3 września 1939 r. w Gąbinie został stracony pastor kościoła ewangelicko-augsburskiego Bruno Gutknecht28. Był on przywódcą lokalnej komórki Deutscher Volksverband. Podejrzewano go o organizowanie na terenie Powiśla oddziałów zbrojnych. Na ile to był zgodne z faktami trudno dzisiaj powiedzieć, ponieważ nie przeprowadzono sądowego dochodzenia.29 Wraz z rozpoczęciem walk nad Bzurą represjami objęto nieomal wszystkich Niemców. Zapanowała histeria szpiegomanii. W pierwszych dniach wojny polska policja przeprowadziła wśród miejscowych Niemców aresztowania podejrzanych o wrogą działalność przeciw Polsce. I tu trudno jest stwierdzić, na ile te oskarżenia były bezpodstawne, stały się one jednak pretekstem do organizowania łapanek na kolonistów. Pojmanych bito pałkami, znieważano i odprowadzano do więzień i posterunków policji30, zaś wszystkich aresztowanych pod konwojem odstawiono do Warszawy.31 Zatrzymanymi byli również mężczyźni - mennonici mieszkańcy Wymyśla Niemieckiego32. Przed dalsza eskalacją działań wymierzonych przeciwko Niemcom kolonistom, powstrzymywał sąsiadów - Polaków proboszcz parafii z Czermna ks. Wincenty Helenowski.33 Szczególnie dramatycznie potoczyły się losy mennonitów ze wsi Sady i Kazuń. Osady te znajdowały się w obszarze fortyfikacji twierdzy Modlin, co bez wątpienia sprzyjało formułowaniu oskarżeń o działania w ramach V kolumny. W dniu 7 września 1939 r. po zbombardowaniu twierdzy Modlin starszy gminy mennonitów Rudolf Bartel został publicznie rozstrzelany przed członkami swojej wspólnoty, prawdopodobnie przez polskich żołnierzy lub policjantów. Oskarżono go o naprowadzanie przy pomocy lustra niemieckich samolotów na cele. Na ile te oskarżenia były uzasadnione, trudno jest dzisiaj stwierdzić. Egzekucja ta została dokonana bez osądzenia winy. Wraz ze starszym zboru aresztowano i wywieziono w nieznanym kierunku 7 członków wspólnoty mennonitów. Nigdy nie powrócili do swoich domów. Oprócz wymienionych osób, w czasie działań wojennych we wrześniu 1939 r. w Kazuniu zostało zabitych kolejnych 17 członków wspólnoty. Z Kazunia i okolic aresztowano wszystkich mężczyzn - kolonistów w wieku od 17 do 60 lat. Zostali oni przetransportowani i osadzeni w twierdzy Brzeskiej a następnie skierowani do budowy umocnienień34. Tak zapamiętała ten okres Edna Schroeder: W naszej wsi (Secymin - przyp. W.M) najwięcej kolonistów niemieckich zabili Polacy tuż przed wejściem Niemców. Oni (Polacy - przyp. W.M.) mówili: "musimy pozbyć się kolonistów niemieckich, więcej już nie będą jeść polskiego chleba". Nie mogliśmy zrozumieć, co się stało i co ma to znaczyć. Przed wojną żyliśmy razem obok siebie jak sąsiedzi. Nie było nienawiści miedzy nami a wojna zmieniła wszystko. 35 (...) Akt III okupacja W dniu 17 września 1939 r. oddziały niemieckie wkroczyły do Kazunia, i tego samego dnia zajęły Secymin oraz Wymyśle i Gąbin.36 Koloniści niemieccy traktowali wkroczenie wojsk hitlerowskich jak wyzwolenie. Skończyły się rabunek, głód, poniżanie, ataki ze strony Polaków, egzekucje. Edna Schroeder wspomina wkroczenie wojsk niemieckich: Nie mogłam uwierzyć, że wojna się skończyła. Wkroczyli żołnierze niemieccy. To było cudowne. Przynieśli czekoladę, herbatniki i postawili w naszym ogrodzie kuchnię polową. Stacjonowali u nas tydzień albo dwa. Odpoczywali. Walki na naszym terenie się zakończyły. To było nie do uwierzenia, jacy byli czyści. Tak czyści. Ciągle powraca obraz tych żołnierzy. Trudno sobie wyobrazić skąd wzięli się ci wszyscy mężczyźni. Byli ubrani w te jednakowe mundury dopasowane, tego samego koloru. Mieli blond włosy, niebieskie oczy, galopowali na pięknych koniach. Wyglądali jak z obrazka. 37 Dla Polaków oznaczało to początek okupacji niemieckiej. Według planów Namiestnika i Gauleitera Artura Geislera utworzony Kraj Warty (obejmujący m. in. Powiśle) miał stać się częścią III Rzeszy. Geisler nie dążył do germanizacji Polaków, ale do ich usuwania i niszczenia. Strukturę narodowościową Kraju Warty miał zmienić poprzez sprowadzanie na teren Kraju Warty Niemców ze Wschodu - Besarabii, Wołynia, Ukrainy, Rumunii oraz z Rzeszy.38 Od początku okupacji rozpoczęto eksterminację Polaków. Zaraz po wkroczeniu do Gąbina, 19 września, rozstrzelano 6 kolejarzy i jednego policjanta powracających do swoich domów z Pomorza 39 Następnie represje dotknęły osób, które uczestniczyły w szykanach, aresztowaniu i egzekucji kolonistów niemieckich we wrześniu 1939 r. Już pod koniec tego miesiąca rozstrzelano 10 osób oskarżonych o działanie na szkodę III Rzeszy. W listopadzie aresztowano 55 Polaków również oskarżonych o szykanowanie niemieckich kolonistów w tym czasie. Pod podobnymi zarzutami w czerwcu 1941 roku aresztowano 86 Polaków z Gąbina i okolic. Dziesięciu z nich 15 czerwca rozstrzelano w egzekucji, pozostałych wywieziono do więzienia w Inowrocławiu. Zgodnie z polityką władz okupacyjnych przystąpiono do wysiedlania Polaków z Powiśla (w latach 1939 - 1941 z terenu powiatu gostynińskiego wywieziono około 8.000 osób).40 Ich gospodarstwa, realizując tajne zapisy paktu Ribbentrop - Mołotow, przekazywano m.in. kolonistom przybywającym z Galicji, Wołynia lub Besarabii. Tajny aneks tego porozumienia przewidywał przesiedlenie na teren III Rzeszy ludności pochodzenia niemieckiego z radzieckiej strefy wpływów oraz państw bałtyckich. Już w październiku 1939 r. w ramach akcji "Heim ins Reich" przystąpiono do osadzania Niemców na terenach włączonych do Rzeszy. Wśród przesiedlonych na Śląsk i do Kraju Warty było około 500 mennonitów pochodzących z terenu Wołynia 41. Później na mocy porozumienia niemiecko-radzieckiego, po zaanektowaniu przez ZSRR Bukowiny i Dobrudży, przesiedlano także Niemców z Besarabii oraz Niemców Nadwołżańskich42 Akcja ta objęła w sumie około pół miliona Niemców.43 Wielu z tych osadników trafiło do powiatu gostynińskiego. Wysiedleń z terenów Powiśla dokonywał utworzony w tym celu okupacyjny aparat urzędniczy, do którego należało sporządzanie list, kartotek, przygotowywanie obozów przejściowych lub punktów zbornych. Ludzi kierowano do obozów przejściowych, gdzie przebywali kilka lub kilkanaście dni a następnie wywożono ich do wyznaczonych im nowych miejsc osiedlenia w Generalnej Guberni. Wolno im było zabrać ze sobą jedynie bagaż ręczny. Musieli oni natomiast pozostawić domy i gospodarstwa wraz z całym inwentarzem ruchomym oraz narzędziami służącymi do wykonywania zawodu, dzieła sztuki, biżuterię, księgozbiory i futra. Wszystko to ulegało konfiskacie i było przejmowane przez skarb Rzeszy. Jednak faktycznie majątek ruchomy był rabowany. Wysyłano go do placówek SS na terenie Rzeszy, skąd wiele trafiało do prywatnych domów.44 Opuszczone gospodarstwa po wysiedlonych lub wywiezionych na roboty do Niemiec Polakach przekazywano kolonistom niemieckim45. Zdarzało się też, że przydzielano ich do pracy niemieckim kolonistom. Niektórzy z kolonistów w imię dawnych dobrych więzi sąsiedzkich starali się zatrudnić w swoich gospodarstwach sąsiadów - Polaków. Występowali oni wówczas do władz okupacyjnych o przydział do pracy takiej osoby46. Kolejnym krokiem okupantów na opisywanym terenie było wpisywanie Niemców na Volkslistę. Już w 1939 przeprowadzono akcję spisu wszystkich etnicznych Niemców mieszkających na terenie powiatu gostynińskiego. Korzystając z tych dokumentów wiosną 1940 r. rozpoczęto wpisywanie etnicznych Niemców na Volkslistę47. Koncepcja wielkich Niemiec, rasy krwi niemieckiej, idea powołania narodu niemieckiego dla panowania nad światem obejmowała nie tylko dążenie do podboju nowych terenów, ale również pozyskiwanie nowych ludzi, mających niemiecką świadomość narodową i przynależących do rasy wybranej48. Idea rasowa głoszona przez hitlerowców spotkała się z akceptacją etnicznych Niemców, którzy dostrzegali swoją odrębność na terenach okupowanych i ją podkreślali. Wielu z nich akcję wpisywania na Volkslisty przyjęło bez sprzeciwów i dlatego przebiegała ona bez większych problemów. Większość osób uzyskiwała wpis bez dodatkowy uzasadnień - wystarczała jedynie deklaracja, potwierdzona przez wiarygodnych świadków. Zwykle byli nimi: sołtys wsi i jeden ze znanych powszechnie działaczy NSDAP lub DVV. Taką deklarację składał każdy z ubiegających się o wpis. Na jej podstawie przyznawano kategorię listy narodowej. Większość mennonitów uzyskiwała I kategorię. Ze znanych mi deklaracji mennonici zaliczani byli do grupy A. Do grupy tej zapisywano aktywnych Niemców, czyli osoby, które przed wojną aktywnie występowały na rzecz niemczyzny, mogący udokumentować to przynależnością do różnych organizacji mniejszości niemieckiej49. Z dokumentów wyraźnie widać, że akcja ta zakończyła się w połowie 1941 r., jeszcze przed ukazaniem się rozporządzenia z 4 marca 1941 r., które wprowadzało grupy I, II, III i IV.50 Edna Schroeder wspomina, że jej dowód tożsamości był koloru niebieskiego i widniał na nim napis Volksdeutsch: Nowe paszporty wydano nam zaraz po wejściu Niemców. Na naszych był napis Volksdeutsche. Każdy musiał mieć paszport. My mięliśmy niebieskie a myślę, że Niemcy mieli czerwone. My byliśmy Volksdeutchami gdyż byliśmy Niemcami, którzy urodzili się poza granicami Niemiec. Raichsdeuschami byli Niemcy, którzy urodzili się w Niemczech. Cały czas nosiliśmy paszporty przy sobie, bo wszędzie stały posterunki wojskowe sprawdzające dokumenty.51 Dla prostych chłopów, jakimi byli koloniści, wpisanie na Volkslistę było czymś naturalnym - posługiwali się oni w domu językiem niemieckim, chodzili do kościoła ewangelickiego lub zboru mennonickiego, gdzie językiem liturgicznym był również język niemiecki. Inaczej podchodzili do wpisu na Volkslistę ludzie wykształceni, którzy pomimo tego, że dla władz okupacyjnych byli etnicznymi Niemcami, nie poczuwali się do deklarowania swojej przynależności do III Rzeszy. W Gostyninie i Gąbinie mieszkali etniczni Niemcy, którzy nie wystąpili o wpisanie na Volkslistę. Wielu z nich spotkały za to represje - więzienia, wysyłka na roboty, obóz koncentracyjny.52 Jednak wielu szykanowanych w końcu zmuszono do wpisania na Volkslistę. Na początku okupacji władze niemieckie powierzyły funkcje w administracji miejscowym Niemcom. Wielu z nich już przed wojną należało do NSDAP i pełniło w nich kierownicze funkcje. Również mennonici nie tylko wstępowali do NSDAP, ale przyjmowali urzędy burmistrzów, urzędników w hitlerowskim aparacie władzy. Erich Ratzlaff przed wojną należał do NSDP53 i pełnił w niej funkcję szefa grupy (Ortsgruppenletier der NSDAP). Po wkroczeniu Niemców we wrześniu 1939 r. został powołany na stanowisko burmistrza (frühere Amtskommissar) Gąbina. W zarządzie miasta byli również etniczni Niemcy - ewangelicy Ferdynand Schneider oraz młynarz Rode. Osoby wpisane na I i II grupę Volkslisty posiadały pewne przywileje. Mogły pełnić funkcje kierownicze w administracji, należeć do NSDAP i innych organizacji. Osoby pracujące miały dodatkowe wynagrodzenie, otrzymywały dodatkowe przydziały kartkowe w ramach przydziałów aprowizacyjnych. Ich dzieci mogły uczęszczać do szkół. Oprócz przywilejów osoby te były obarczone pewnymi obowiązkami. Podstawowym była służba wojskowa, a także uczestniczenie w zajęciach różnego rodzaju organizacji. Najwięcej etnicznych Niemców z terenów Powiśla powołanych zostało do wojska w latach 1941 - 1942. Walczyli oni przede wszystkim na froncie wschodnim. W pierwszym okresie okupacji do wojska powoływano mężczyzn w wieku od 18 do 25 lat. Potem wraz z większym zaangażowaniem militarnym na wschodzie do armii wcielano również mężczyzn starszych - aż do 50 roku życia. Jesienią 1944 r. do wojska i do oddziałów Volkssturmu powoływano chłopców poniżej 16 roku życia a także starszych mężczyzn w wieku powyżej 50 lat.54 Jak wspomina mieszkaniec Lwówka, który przedostał się przez front i przeszedł do Rosjan, w oddziałach, w których walczył około 50 procent stanu żołnierzy w formacji artyleryjskiej stanowili Volksdeutsche.55 Kolejnym obowiązkiem Volksdeutchów było uczestniczenie w zajęciach różnego rodzaju organizacji. Młodzież wcielano obowiązkowo do Hitlerjurgend56 lub Bund Deutscher Madel (BDM). Głównym zadaniem tych organizacji było fizyczne i duchowe wychowanie dzieci i młodzieży w duchu narodowosocjalistycznym. W sumie każdego roku kierowano je na sześciotygodniowe obozy reedukacyjne (Erholungslager) organizowane na terenie Rzeszy lub ziemiach wcielonych do III Rzeszy po 1939 r. Jednym z zadań polityki III Rzeszy było jednoczenie wokół programu nazistów wszystkich Niemców pozostających poza krajem, w jednym państwie niemieckim57. Organizacje takie jak Bund Deutscher Madel (BPM)58 i Hitlerjugend miały wypełnić rolę reedukacji etnicznych Niemców i ich dzieci. Zajęcia dziewcząt polegały na ćwiczeniach i zawodach sportowych, wycieczkach oraz na przygotowaniu do roli gospodyni domowej (gotowanie, szycie itd.). Na pierwszy obóz Edna Schroeder pojechała do Płocka. Obóz został zorganizowany w zabudowaniach majątku ziemskiego przejętego przez Niemców. Kiedy przyszło zawiadomienie musiałam pojechać na obóz organizowany przez Bund (Deutscher Madel). Pojechały ze mną też inne dziewczyny z Secymina. W trakcie trwania obozu uczono nas jak prawidłowo pisać i czytać po niemiecku, uczono nas historii Niemiec, włączając w to także historię partii nazistowskiej. Nie za bardzo mnie to interesowało. Wpuszczałam to co mówili jednym uchem, a wypuszczałam drugim. Na obozach uczono nas także jak być dobrą gospodynią domową, jak dobrze gotować, jak oszczędnie prowadzić gospodarstwo. Traktowano to jako część wyszkolenia wojskowego.59 Edna w latach 1940-1942 uczestniczyła jeszcze w kilku obozach BDM zorganizowanych w Poczdamie, Modlinie, Łodzi, Sochaczewie. W latach 1940-1944 dziewczęta członkinie BDM pełniły funkcję pielęgniarek w szpitalach polowych oraz służyły w różnorakich służbach pomocniczych. W czasie obozu BDM Edna zajmowała się rannymi żołnierzami przywiezionymi z frontu60. Jednocześnie nakazywano, aby członkinie BDM, podobnie jak Hitlerjugend, nosiły mundury wówczas, kiedy wrócą do swoich miejsc zamieszkania, zgodnie z instrukcją wychowawców: Kiedy wrócisz do domu noś mundur jak teraz, pokaż wszystkim kim jesteś i że Niemcy nauczali ciebie czegoś dobrego.61 Część mennonitów dumnie nosiła te mundury, o czym zresztą wspominają polscy mieszkańcy Wymyśla, którzy w czasie okupacji mieszkali we wsi. Inni, jak Edna, kiedy wracali do domu mundur chowali do walizki i nigdy w nim nie pokazywali się we wsi: Nie chciałam pokazywać, że jestem inna niż moi sąsiedzi koledzy Polacy i zawsze mundur trzymałam w szafie. Matka Edny upominała: bądź dobra dla Polaków, nie rób sobie z nich wrogów. Edna wspomina jak trudno były jej i jej rodzicom zaakceptować narzucone przez władze okupacyjne prawa. Nie mogli pogodzić się z prawem dotyczącym postępowania z polskimi robotnikami. Nie wolno im było np. jeść, jak to było w zwyczaju, przy jednym stole z gospodarzami. Mogli jeść, albo w innym miejscu, albo o innej porze dnia. Rodzice Edny nie przestrzegali tego nakazu i wraz Zosią - służącą i z dwoma polskimi robotnikami zasiadali wspólnie do posiłku.62 Postawy mennonitów tak jak i innych etnicznych Niemców w stosunku do Polaków były bardzo różne. Wśród mieszkańców Powiśla w okolicach Gąbina byli również tacy Volksdeutsche, którzy potajemnie pomagali Polakom, a nawet wspierali działalność ruchu oporu. Rainhold Wegert - ewangelik z Wymyśla Nowego był jednym z Volksdeutchów, którzy wspierali działalność polskiego podziemia - AK: (R. Wegert) w czasie okupacji był kierownikiem młyna w Sannikach. Mając dostęp do przedstawicieli władz niemieckich i gestapo często przyjeżdżających po mąkę, ostrzegał wielu mieszkańców powiatu gostynińskiego przed aresztowaniami. Z narażeniem życia przeprowadzał wielu Polaków przez granicę GG oraz dostarczał mąkę do obozu jenieckiego w Krubinie. Rainhold Wegert pomagał również ks. W. Helenowskiemu w organizowaniu paczek żywnościowych. Z katolickim proboszczem parafii Czermno współpracowali również mieszkańcy Wymyśla: młynarz Erich Ratzlaff i nauczyciel szkoły ewangelickiej Khun.63 Na terenie gąbińskiego nie działała żadna zbrojna grupa partyzancka. Powodem był brak wsparcia ze strony ludności cywilnej. Teren ten zamieszkały był w większości przez kolonistów - etnicznych Niemców, a Polacy, którzy tu mieszkali do 1939 roku, zostali wysiedleni lub wywiezieni na roboty do Niemiec. Z tych powodów działalność polskiego podziemia ograniczała się do prowadzania nasłuchu radiowego, tajnego nauczania, kolportowania prasy podziemnej. Inaczej przedstawiła się sytuacja w Secyminie i Kazuniu, wsiach które graniczyły z Puszczą Kampinoską. Były one bazą wypadową wielu oddziałów partyzanckich nękających siły niemieckie. Partyzanci traktowali wsie, zamieszkałe przez kolonistów, jako miejsce zaopatrzenia w prowiant: W tym czasie polscy partyzanci przychodzili w nocy i ostrzeliwali baraki z karabinów maszynowych (mowa tutaj o barakach dla służby granicznej na granicy Kraju Warty i Generalnej Guberni). Rano ludzie byli bardzo zdenerwowani, bo nie wiedzieli co się będzie działo. A my mieszkaliśmy jakieś 5 kilometrów od tych baraków. Zawsze po ataku partyzantów Niemcy odsuwali się w kierunku Warszawy i przychodzili z odsieczą z większą liczbą żołnierzy i broni. To były dla nas bardzo trudne i niebezpieczne czasy. Nigdy nie widzieliśmy partyzantów. Przychodzili nocą i zabierali rzeczy. Raz nocą zabili świnie. Rankiem zobaczyliśmy na podwórzu tylko cztery świńskie łby. Innej nocy skradli nam krowę. Przychodzili także do innych gospodarzy i ich grabili.64 Tereny Czosnowa i Secymina były miejscem walk partyzanckich, ale także miejscem masowych egzekucji. Najbardziej znany był las w Palmirach, gdzie po wojnie ekshumowano około 2.000 zwłok pomordowanych tam Polaków. Również w Czosnowie rozstrzelano 35 zakładników - mieszkańców gminy. Powodem do przeprowadzania egzekucji było zastrzelenie przez "zawodowego złodzieja" jak to określono - w obronie własnej żandarma niemieckiego.65 Wydaje się, że władze okupacyjne nie w pełni ufały miejscowym Niemcom i nie dowierzały ich lojalności wobec III Rzeszy. W roku 1941 na miejsce Ericha Ratzlaffa został powołany na stanowisko burmistrza Gąbina przybyły z Rzeszy Richard Hacke. Można uznać, że działanie to nie było bezpodstawne. Podejrzewano, że Erich Ratzlaff przed wojną zorganizował spotkanie lokalnej komórki OZON66 - Obozu Zjednoczenia Narodowego, oraz przyczynił się do wyboru Polaka a nie Niemca na przewodniczącego Rady szkoły w Borkach.67 W momencie wkroczenia wojsk niemieckich w 1939 r. kierowanie lokalną placówka Hitlerjugend powierzono mennonicie Albetowi Fothowi z Wymyśla. Wydaje się, że również on nie cieszył się zaufaniem władz okupacyjnych. Po wysłaniu go w 1941 r. na front jego funkcję przejął burmistrz Gąbina Richard Hacke. 68 Stwierdzić należy, że mennonici niejednokrotnie działali na rzecz swoich polskich sąsiadów. Jak podają świadkowie, to dzięki wstawiennictwu Ericha Ratzlaffa, proboszczowi parafii Czermno Wincentemu Helenowskiemu jako jedynemu księdzu katolickiemu w powiecie gostynińskim zezwolono na sprawowanie posług duszpasterskich. Powodem była postawa księdza we wrześniu 1939 r., kiedy to współpracował z polskim podziemiem i wspierającymi Polaków Niemcami.69 Relacje na temat tego jak zachowywali się w czasie wojny mennonici w Gąbinie i okolicach nie są jednoznaczne. Jak twierdzi Jan Borysiak w swoim artykule zamieszonym w Echu Gąbina z roku 2000: W połowie października landrat, tj. starosta wezwał do Gostynina wieloletnią urzędniczkę Irenę Borysiakową i znanego w Gąbinie działacza Mariana Rojewskiego. W starostwie wypytywano ich o działaczy społecznych, politycznych i kulturalnych. Landrat i towarzyszący mu Niemcy Volksdeutsche, bo posługiwali się językiem polskim, mówili, że z tymi ludźmi chcą nawiązać kontakt i rozpocząć współpracę społeczno-kulturalną. Wezwani słusznie przeczuwali podstęp i wymieniali osoby zmarłe lub nieobecne w Gąbinie, które poszły na wojnę lub dawno wyjechały. Obawy te okazały się słuszne, gdyż woźny magistratu Wiktor Lewandowski. znając bardzo dobrze dialekt Niemców z Powiśla tzw. Plattdeutsch, podsłuchał rozmowę Ericha i Gustawa Ratzlaffów, z której wynikało, że chcą wyłowić aktywną inteligencję polską i wysłać do obozu koncentracyjnego.70 Nie wiadomo czy Erich Ratzlaff i jego brat Gustaw rzeczywiście mieli sporządzać taką listę czy może mieli zamiar uprzedzić Polaków, że taka lista zostanie sporządzona. Uczestnicy tych wydarzeń dzisiaj już nie żyją. Inni, którzy podają się za świadków zdarzeń zwykle w nich nie uczestniczyli. Wielokrotnie dokumenty archiwalne nie potwierdzają faktów zamieszczanych w doniesieniach prasowych. Po wkroczeniem Niemców na opisywane tereny zbory mennonitów odwiedzili przedstawiciele Stowarzyszenia Niemieckich Zborów Mennonickich z Gdańska - Emil Handiges i Heinrich Paulus. Ich pobyty poświęcone były zapoznaniu się z funkcjonowaniem wspólnot mennonickich na terenach przyłączonych do III Rzeszy i w Generalnej Guberni oraz udzielenie im wsparcie finansowego71. W lipcu 1940 r. straszy zboru mennonitów z Wymyśla Nowego Leonard Ratzlaff zaakceptował rytuał chrztu, jaki praktykowano w Stowarzyszeniu Niemieckich Zborów Mennonickich. Był to wyraźny sygnał, że zbory w Kazuniu Niemieckim i Wymyślu Nowym (Niemieckim) zostały objęte opieką przez ideologicznie podporządkowane III Rzeszy zbory mennonickie z Prus, pomimo tego, że przed wojną mennonici w Kazuniu i Wymyślu mieli sporadyczne kontakty z tym Stowarzyszeniem.72 Opisywane zbory w 1940 r. odwiedzili również, za zgodą władz okupacyjnych, przedstawiciele Mennonite Central Committe (MCC). Wtedy też sporządzono raport dotyczący strat społeczności menonitów, a samej kongregacji menonitów z Nowego Kazunia udzielono pomocy materialnej w wysokości 1000 dolarów. W 1941 r. liczyła ona 375 członków, zaś ta w Wymyślu Nowym w 1943 r. - 345 członków.73 Akt IV - ewakuacja Większość kolonistów i Niemców z terenów mazowieckiego Powiśla jeszcze przed nadejściem wojsk rosyjskich została ewakuowana przez władze niemieckie. Akcja ta była dobrze przygotowana i rozpoczęła się na początku stycznia 1945 roku. Wszystko miało odbywać się według z góry opracowanych planów. Przygotowano sieć stacji etapowych, w których Niemcy mieli się schronić w czasie ucieczki na zachód.74 Ludność z terenu Gostynina i Gąbina przygotowano do ewakuacji w grudniu 1944 r.75 Wśród Volksdeustchów byli również ludzie, którzy zdecydowali się pozostać w Polsce. Byli również i tacy, którzy zbiegli z konwojów ewakuacyjnych i powrócili do swoich domów. 76 W pierwszej kolejności ewakuowano matki z małymi dziećmi, w następnej pozostałą ludność niemiecką. Mieszkańcom Kazunia Nowego i pobliskich wsi, podobnie jak Wymyśla, zezwolono na wyjazd dopiero nad kilka dni przed styczniową ofensywą armii radzieckiej. W tym czasie we wsiach nadwiślańskich przebywali jedynie inwalidzi, kobiety, starcy i dzieci. Mężczyzn wcielano do lokalnych oddziałów Volkssturmu77 lub do stacjonujących w pobliżu jednostek wojskowych. Wyjeżdżający zabierali ze sobą to, co mieli najcenniejszego. Opuszczali swoje domy pozostawiając w nich wszystko, czego nie mogli zabrać ze sobą, zwykle pod opieką pracujących parobków. Ładowali dobytek na wozy i prowadzeni przez szefa grupy kierowali się według ustalonej marszruty ewakuacji. Niejednokrotnie koloniści zabierali ze sobą również zatrudnionych w ich gospodarstwach pracowników przymusowych. Niektórym nie udało się dotrzeć do punktów etapowych ponieważ zostali w drodze zatrzymani przez oddziały rosyjskie. Uciekinierzy ewakuowali się drogami, po których przemieszczały się wycofujące się kolumny armii niemieckiej. Zarówno wojsko jak i uciekających byli często atakowani przez nacierające oddziały rosyjskie (w tym przez lotnictwo). Przypominało to horror 1939 r. Drogi był zatłoczone, często zablokowane wojskowymi pojazdami. Rodzice Edny zdecydowali się ewakuować zbyt późno, podobnie jak kilka rodzin mennonitów z Secemina - wsi należącej do zboru w Kazuniu Niemieckim (Nowym). Próbowali oni wyjechać ale nie zdołali, gdyż Niemcy wysadzili jedyną możliwą drogę ewakuacji - przeprawę przez Wisłę łączącą Secymin z Czerwińskiem. W ostatniej chwili próbowali wyjechać drogą na zachód w kierunku Włocławka. Jednak i ta droga całkowicie była nieprzejezdna wskutek wycofujących się kolumn wojska. David Schroeder postanowił pozostać w wraz z rodziną w Secyminie. Podobnie postąpił Leonard Ratzlaff - starszy zboru menonitów, który pozostał w Wymyślu, aby służyć swoim współwyznawcom. Część mieszkańców Wymyśla Nowego (Niemieckiego), uciekających w kierunku Płońska, została zatrzymana przez oddziały rosyjskie. Rosjanie ograbili ich ze wszystkiego, co posiadali, ale pozwolili pieszo wrócić do swoich domów. Po 70 km marszu, w mrozie przekraczającym - 30 stopni, w śnieżycy, dotarli oni do rodzinnej wsi. W ostatniej chwili Niemcy organizowali obronę przed nacierającymi wojskami rosyjskimi, ewakuowali też pozostałych jeszcze rodaków, m.in. z Gostynina. W dniu 18 stycznia 1945 r. wyruszył ostatni pociąg, którym ewakuowano sprzęt, rannych i pozostałych w mieście Niemców. Ucieczka się nie udała - pociąg ostrzelały rosyjskie czołgi. Ostatecznie niemiecka akcja ewakuacji zakończyła się sukcesem. We wrześniu 1945 r. poza granicą Odry znalazło się 8.600 mennonitów ewakuowanych z Prus, z Gdańska i z Polski oraz tych, ewakuowanych w latach 1939 - 1943 z terenu ZSRR (lub do niego włączonych do 1941 r.) na teren III Rzeszy (Pomorze Gdańskie, Kraj Warty).78 Uważa się, że na terenie Polski w 1945 r. pozostało jedynie 200 mennonitów spośród ponad 6.000 żyjących przed II wojną światową na terenie Prus, Gdańska i Polski.79 Akt V - wyzwolenie Polski przez wojska radzieckie Ofensywa styczniowa rozpoczęła się w dniach 12 - 15 stycznia 1945 r. W okolicach Kazunia Niemcy ufortyfikowali teren przyległy do twierdzy Modlin. Umocnienia te nie odegrały jednak większej roli w niemieckim systemie obrony. Wojska radzieckie parły szybko na zachód, tak że żołnierze nie zatrzymywali się na dłużej w zdobywanych wsiach i miasteczkach. Edna Schroeder wspomina zakończenie wojny: Nocą przyszli Niemcy i w wielkiej jamie, którą wykopali postawili działo. Wycelowali je w kierunku Wisły, prawdopodobnie z tego kierunku oczekiwali ataku Rosjan. Całą noc nie spaliśmy. Rankiem, kiedy wstaliśmy z łóżek Niemcy odeszli i działo zniknęło a nam nie pozostało nic innego jak czekać. Rankiem ojciec zaprowadził nas na strych i kazał schować się nam w wędzarni, która była małym pomieszczeniem koło komina. Myślę, że obawiał się, że kiedy przyjdą Rosjanie, to będą próbowali nas zgwałcić. Myślę, że przewidywał, co może stać się po zakończeniu działań wojennych. Kiedy tam siedzieliśmy słyszeliśmy jak chodzi po mieszkaniu. Wtedy też usłyszeliśmy jak Rosjanie, którzy weszli na podwórko zapytali czy są tu Niemcy. Gdy ojciec znający dobrze język rosyjski odpowiedział im, ci nie domyślili się, że jest Niemcem i sobie poszli.80 Do Kazunia, Wymyśla i Secymina wojska radzieckie wkroczyły 17 stycznia. Na wyzwolonych terenach zaczęto organizować tymczasowe władze gminne.81 W Czosnowie zarząd gminy powołano już 21 stycznia 1945 roku a w Czermnie, na którego terytorium znajdowało się Wymyśle Nowe, 19 stycznia 1945 roku. W gminie Czosnów większość mieszkańców - kolonistów niemieckich uciekła, część przebywała na robotach w Niemczech, cześć wysiedlono. Ponad połowa gminy, szczególnie wsie położone na skraju Puszczy Kampinoskiej, w wyniku akcji pacyfikacyjnych, była całkowicie zniszczona (90 % budynków). W całej gminie ocalało z inwentarza żywego: 12 krów i 3 jak to określono "chwiejące się" konie.82 Nieco lepiej sytuacja przedstawiała się w Wymyślu - tam ocalały wszystkie domy, a inwentarz żywy znajdował się pod opieką polskich pracowników zatrudnionych w gospodarstwach. Akt VI - nowa Polska Wyzwolone wsie były wyludnione. Niemieccy koloniści w większości wyjechali w ramach przeprowadzonej akcji ewakuacyjnej. Pozostali tylko starzy i zniedołężniali, ci którzy nie zdołali się ewakuować oraz ci uważający, że ich postawa w czasie wojny sprawia, że nie będą represjonowani przez Polaków. W domach opuszczonych przez kolonistów zamieszkiwali Polacy - pracownicy wysiedleni ze swoich gospodarstw w ramach akcji wysiedleńczych prowadzonej w przez władze okupacyjne. Natychmiast po przejściu frontu powołano władze, które rozpoczęły realizowanie postawienia dekretu o środkach zabezpieczających w stosunku do zdrajców narodu. Zgodnie z tym dekretem zarządzono przymusowe internowanie wszystkich, którzy podpisali niemiecką listę narodowościową - każdy obywatel polski, który zadeklarował swoją przynależność do narodowości niemieckiej, bądź korzystał z praw i przywilejów z tytułu przynależności do narodowości niemieckiej podlegał, niezależnie od odpowiedzialności karnej, przetrzymywaniu, umieszczeniu na czas nieoznaczony w miejscu odosobnienia (obozie) i poddaniu przymusowej pracy. W porze obiadu - jaki pisze Edna Schroeder w swoich wspomnieniach - do naszego domu przyszło trzech mężczyzn: polski żołnierz i dwóch cywili. Byliśmy w kuchni, a mama właśnie przygotowała zupę. Powiedzieli, ze ojciec ma iść z nimi, bo chcą zadać mu kilka pytań. Kiedy wypychano go z domu po raz ostatni spojrzał ze smutkiem na mamę i na mnie. W pamięci miałam scenę z początku wojny (w 1939 r.) kiedy też wyprowadzono go z domu. Pomyślałam, że stanie się tak jak wtedy, i ojciec powróci do nas. Wtedy dzięki przeznaczeniu został ocalony. Z jednego jarzma, które przeżyliśmy (okupacja niemiecka- przyp. W.M) dostaliśmy się pod drugie. Ojciec założył ciepłą marynarkę, ja objęłam go w ramiona i założyłam szal na jego szyi. Polacy ze spokojem stali obok i się nam przyglądali. Potem matka mi powiedziała, że oni prawdopodobnie planowali żeby zabrać nas wszystkich, ale w ostatnim momencie zdecydowali się zabrać tylko ojca. Jeszcze raz pobiegłam do stołu, odłamałam kawałek chleba upieczonego przez matkę i wcisnęłam mu do kieszeni marynarki. To wszystko co mogliśmy zrobić. Miałam wtedy 18 lat. Nigdy więcej nie zobaczyłam mojego ojca.83 Aresztowaniu i skierowaniu do obozu odosobnienia podlegali wszyscy Niemcy. Należy jednak sądzić, że w pierwszych godzinach po wyzwoleniu lokalni funkcjonariusze MO i UBP nie mieli zorganizowanych obozów odosobnienia. W pierwszych dniach po wyzwoleniu, w odwecie, miejscowi funkcjonariusze aresztowali przede wszystkim funkcjonariuszy aparatu władzy okupanta. Dla nich sołtys wsi, a taką funkcję pełnił ojciec Edny, Dawid Schroeder - był osobą, którą należało uwięzić. Ojciec Edny jako sołtys, dla Polaków mieszkających w pobliskich wsiach, symbolizował hitlerowski system represji. On powiadamiał ludzi o wysiedleniach, kierował ich do przymusowej pracy. Prawdopodobnie, tak jak wielu funkcjonariuszy władz okupacyjnych, został rozstrzelany. Zaraz po wyzwoleniu we wsiach zamieszkałych przez kolonistów zjawili się szabrownicy, rekrutujący się z wiejskiej biedoty i małorolnych chłopów. Chcieli sobie zapewne zrekompensować straty, jakie ponieśli w czasie wojny. Po południu zjawili się w naszym gospodarstwie polscy żołnierze, którym towarzyszyła grupa cywili. Nie było wśród nich rosyjskich żołnierzy. Na początku zabrali nasze konie, potem wyprowadzili krowy, które stały w oborze. Wyłapali wszystkie kury z podwórka. Zabili jedną ze świń od razu na podwórku. Czego nie mogli zabrać, to zniszczyli. Kiedy zapakowali na wóz zwierzęta ruszyli do grabienia domu. Zabrali wszystko, co było najwartościowsze, zdjęli też obrączkę z ręki mojej matki, zegary ze ścian. Załadowali na wóz meble i naczynia i odjechali. Myślałam, że zabrali wszystko. Myliłam się - następnego dnia przyszło jeszcze więcej ludzi. Do walizek zabierali co jeszcze pozostało w domu, ubrania z szaf, noże, widelce. Myśmy stali w kącie w milczeniu. Trzęśliśmy się ze strachu. Nic nam nie zrobili. Zabrali również to co zakopaliśmy w sadzie przed przyjściem Rosjan. Zakopaliśmy tam naszą chińską porcelanę i separator do robienia śmietany. To też zabrali. A myśmy myśleli, że kiedy się już uspokoi będziemy mieli cokolwiek. Straciliśmy wszystko. Mama tłumaczyła nam - nie przejmujcie się. Mama w czasie I wojny światowej straciła wszystko co miała, ale przeżyła. Mama mówiła nam: zachowajcie spokój, bądźcie cicho, dajcie im zabrać, co tylko chcą. Do momentu dopóki nie będą nas krzywdzić, wszystko będzie w porządku. Jedna ze scen wryła się szczególnie w moją pamięć, pozostawiając wielką bliznę. Przyszła do nas grupa szabrowników. Biegali po całym domu, krzyczeli, włamywali się wszędzie, gdzie były tylko drzwi. (...). W pewnym momencie jeden z nich zobaczył biblię, która leżała na szafce w kuchni. Poparzył i powiedział, że to hitlerowska książka. Śmiejąc się wyrywał stronę po stronie, skręcał papierosy i rozdawał kompanom. Popatrzyli na nas i powiedzieli: macie bardzo ładne ubrania, lepsze niż nasze dzieci. Zaczęli zdzierać z nas ubranie. Z jednego chłopca zdarli buty, z drugiego palto. Nie mieli się w co ubrać, bo nasze stare ubrania już wcześniej ukradli. Krzyczeli daj mi to, ja chcę to. Zobaczcie, co znaczy być biednym i nic nie mieć. Zabrali też mój sweter i dwie moje sukienki."84 Wobec Volksdeutschów i Niemców obowiązywała zasada odpowiedzialności zbiorowej. Kwestie odpowiedzialności karnej osób wpisanych na listy narodowe regulował dekret PKWN z 31 sierpnia 1944 roku. Dokument ten był pierwszym, w którym przewidywano odpowiedzialność karną dla zdrajców narodu - obywateli polskich, którzy przyjęli w czasie wojny Narodowościową Listę Niemiecka - Volkslistę. W przyjętych rozwiązaniach prawnych w 1944 r. samo wpisanie na Volkslistę traktowane było jako czyn przestępczy.85 W dekrecie z 4 listopada 1944 r. Volksdeutschów również uznano za zdrajców narodu. Bez względu na przyznaną im grupę narodową podlegali aresztowaniu i odesłaniu do obozów pracy. Instrukcja zezwalał na ujęcie i zatrzymanie każdego obywatela, który uznany został za zdrajcę. Mógł zostać wyrzucony ze swojego domu, ograbiony z tego co posiadał, nawet z osobistych rzeczy. Instrukcja była jednym z elementem nowego porządku prawnego w Polsce. Pomimo znamion legalizmu przyznawała ona szerokie prawa aparatowi represji NKWD, UBP i MO.86 Kwestię określenia i wymierzenia kary sądowej wobec nich pozostawiano na przyszłość87. Organy bezpieczeństwa organizowały miejsca odosobnienia, w których miano bezterminowo ich przetrzymywać. Według prawa odosobnienie miało być jedynie prawnym środkiem zabezpieczającym, a nie karą. Były to inicjatywy lokalnych funkcjonariuszy MO i byłych żołnierzy AK. Na istnienie takich obozów wskazuje Leszek Olejnik: "(...) także z inicjatywy lokalnych władz nierzadko powstawały ich w własne "obozy", w których izolowano miejscowych Niemców i zapędzano do wykonywania różnych robót."88 Zwykle były to te same miejsca, w których wcześniej władze okupacyjne przetrzymywały Polaków. Najbliższym od Wymyśla Nowego obozem odosobnienia było więzienie w Gostyninie. Zaraz po wyzwoleniu również NKWD tworzyło własne obozy gdzie więźniami byli członkowie polskiego zbrojnego podziemia a także Niemcy i Volksdeutsche. Istnieje podejrzenie, że właśnie taki obóz został zorganizowany przez NKWD w pałacu w Studzieńcu w gminie Słubice. Brak odpowiedniej dokumentacji uniemożliwia ustalenie, gdzie na terenie Powiśla powstały obozy odosobnienia i kto nimi kierował. Dla Niemców z okolic Secymina zorganizowano obóz pracy w Leoncinie. Edna Schroeder pisze: Z jednej strony placu wznosiła się remiza strażacka, po drugiej stronie był kościół katolicki. Po przeciwnej stał budynek rządowy, który zbudowano dla Niemców strzegących granicy (pomiędzy Rzeszą a Generalną Gubernią). W budynku tym w piwnicy mieściło się więzienie, w którym Niemcy przetrzymywali aresztowanych Polaków. Teraz, kiedy Niemcy odeszli, Polacy zaaresztowali nas i osadzili w więzieniu mówiąc: teraz możecie posmakować tego, czym żyliśmy przez ostatnie 5 lat. Byliśmy tam spakowani - od 30, 40 do 70 osób w kilku małych pomieszczeniach, w których spaliśmy na podłodze ledwo przykrytej słomą lub bez słomy. Nie mieliśmy tam ani wody do mycia, ani toalet. Mężczyźni i kobiety ściśnięci razem. Na drugim końcu placu był mały plac zbiórek z flagą. Każdego ranka spędzano nas na ten plac, kiedy wciągano flagę na maszt. Z czwartej strony stał budynek, w którym mieściły się biura. Przez plac prowadziła droga.89 Aby być umieszczonym w obozie wystarczyło mieć niemiecko brzmiące nazwisko. Dla funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwo publicznego nazwisko stawało się wyznacznikiem tego, czy ktoś był, czy nie był zdrajcą narodu. Z założenia obozy miały być miejscem odkupienia winy, kary oraz źródłem darmowej siły roboczej. W rzeczywistości do obozów kierowano osoby najbardziej bezradne lub te, które w czasie wojny były lojalne wobec sąsiadów Polaków i w niczym im nie zaszkodziły a nawet pomagały. Zasadą było osadzanie bez sankcji prokuratorskich, bez wiedzy organów sprawiedliwości, a więc całkowicie bezprawnie.90 Cześć Volksdeuchów nie była osadzona w obozach lecz po zarejestrowaniu91 wysyłana do pracy w gospodarstwach przejętych przez Polaków. Trudno jest dzisiaj określić ilu Volksdeutschów dostało się do obozu a ilu przebywało na wolności. Nie wiadomo jest jakimi kryteriami kierowali się funkcjonariusze MO i UBP w kierowaniu Volksdeutschów do obozów. Kwestia ta wymaga bardzo szczegółowych badań. Wiadomym było, że ci którzy wystąpili o rehabilitacje a jej nie uzyskiwali wyrokiem sądu grodzkiego kierowani byli do "odosobnienia". Termin ten rozumiany był jako osadzenie w obozie pracy, ale również jako przydzielenie do pracy w konkretnym gospodarstwie. Edna miała poczucie niesprawiedliwości - dlaczego niczemu niewinni obywatele, którzy również ponieśli wiele start w czasie wojny, muszą odpowiadać za zbrodnie hitlerowców.92 Najtrudniej było mi patrzeć - wspomina Edna Schroeder- w jaki sposób strażnicy traktowali miejscowych młodych chłopców. Należy tu przypomnieć, że niemieckie władze w ostatnich dniach wojny, tuż przed ofensywą styczniową, wcielały do wojska i do oddziałów Volkssturmu chłopców poniżej 16 roku życia. Niektórzy z nich zostali wzięci do niewoli, inni uciekli, a ci którzy nie zginęli w czasie walk próbowali przedostać się do swoich domów, do swoich rodzin. Wielu z nich zostało pojmanych przez milicję i umieszczanych bądź w więzieniach, bądź w obozach pracy. W takich samych, w jakim przebywała Edna. W obozach często dochodziło do naruszeń prawa. Więzieni tam Volksdeutche byli poddawani wymyślnym torturom. Należy przy tym zaznaczyć, że w podobny sposób traktowani byli żołnierze AK i inni więźniowie przetrzymywani przez NKWD czy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W obozie w Leoncinie prowadzone były też przesłuchania, które według relacji Edny Schroeder kończyły się zwykle śmiercią przesłuchiwanego.93 Sytuacje przez nią opisane miały miejsce także w innych obozach. Na ile były one częste trudno jest stwierdzić, gdyż nie zachowała się w pełni dokumentacja wszystkich obozów utworzonych w styczniu 1945 r. na terenie dawnych powiatów nowodworskiego, sochaczewskiego i gostynińskiego. Z istnienia takich obozów zdawały sobie sprawę władze centralne. Nie podejmowały jednak działań, aby je likwidować. Na przeszkodzie w zamykaniu "dzikich" obozów stali funkcjonariusze niższych organów urzędów bezpieczeństwa publicznego, którzy ciągnęli znaczne zyski z wynajmu więźniów do pracy. Każdy kierujący aparatem bezpieczeństwa na szczeblu lokalnym czy powiatowym starał się utworzyć obóz pracy, gdyż dawał on im wymierny dochód. Uwięzieni tam nie mieli możliwości ubiegania się o rehabilitację, czy też o uzyskanie zgody na wyjazd z Polski. "Dzikie" obozy funkcjonowały do początku 1946 r. Potem starano się je likwidować, a więzionych tam Volksdeutschów deportować do Niemiec lub przenosić do innych obozów podległych Departamentowi Więziennictwa i Obozów MBP. W obozach tych panowały podobne warunki jak i w tych "dzikich". Tu również przetrzymywano więźniów bez nakazu prokuratora. Dla przykładu na terenie działania Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi 70% więźniów przebywało bez nakazu prokuratorskiego. Często wśród przetrzymywanych znajdowały się osoby, które miały prawo do rehabilitacji.94 Jeszcze w latach 1946 - 1947 liczba więzionych w Polsce Volksdeutschów utrzymywała się na poziomie 30 tys. osób, a uległa zmniejszeniu dopiero po 1947 r. kiedy to zaczęto deportować ich do Niemiec. Okres wiosenny 1946 r. przyniósł lepsze traktowanie więźniów, m.in. w obozie w Leoncinie. Zmianę postępowania wymusiło rozpoczęcie prac w rolnictwie i zwiększenie zapotrzebowania rolników na siłę roboczą. Władze obozu wynajmowały przetrzymywanych tam Niemców do prac polowych, do pomocy w gospodarstwie. Jak twierdzi Edna, pracownika można było kupić za butelkę wódki. Więźniom nie pozwalano zostawać na noc w gospodarstwach, w których pracowali. Musieli wracać do obozu, w którym byli przetrzymywani. Stosunek Polaków do nich był bardzo różny. Jedni odnosili się życzliwie, pomagając w uzyskaniu rehabilitacji czy też zezwoleniu na wyjazd z Polski.95 Inni znęcali się i poniżali ich. Edna Schroeder po zlikwidowaniu wiosną 1946 r. obozu w Leoncinie została przeniesiona do obozu w Sochaczewie, zorganizowanego prawdopodobnie na terenie jednostki wojskowej.96 W sochaczewskim obozie przebywało około 100 osób, był on większy niż ten w Leoncinie. W obozie tym więźniami były: młode kobiety, chłopcy, matki z dziećmi i kilku jeńców wojennych, wziętych do niewoli w Prusach Wschodnich. Obóz przypominał rosyjski kołchoz. Pracowaliśmy tam, zajmując się hodowlą roślin, które później wysłane były pociągami do Rosji. (...) Komendantem obozu był rosyjski oficer. Chodził on zawsze w oficerskim mundurze. Pod nim w był polski urzędnik, którego nazywano "kierownikiem". On też wydawał nam polecenia. (...) Tam było też wielu żołnierzy, którzy maszerowali wokół budynków i którzy wnosili do środka błoto przylepione do butów. Zdarzało się, że żołnierze uderzyli któregoś z więźniów. Mnie nigdy nie uderzyli ale zwracali się do nas bardzo ordynarnie: gdzie leziesz ty niemiecko świnio, ty stara przyjdź tutaj. 97 Z relacji Edny Schroeder wynikało, że obóz ten mógł być więzieniem NKWD, w którym więziono żołnierzy patriotycznego podziemia, zaś przetrzymywani w tym obozie Volksdeutsche wykonywali prace związane z obsługą jednostki wojskowej i więzienia. W 1947 r. Edna została przeniesiona do obozu w Warszawie usytuowanego na tzw. Gęsiówce, gdzie jak większość Volksdeutschów pracowała przy odgruzowywaniu Warszawy.98 Przymusowi pracy podlegali zarówno ci Volksdeutsche, którzy przebywali w ośrodkach odosobnienia, jak i ci pozostający na wolności, którzy byli zarejestrowani w lokalnych Biurach Pracy. Zaraz po zakończeniu wojny tak jak obozy, tak i praca Volksdeutschów organizowana była ad hock. Miała być przede wszystkim karą. Więźniom obozu w Leoncinie rozkazano np. uporządkowanie placu po stacjonujących wojskach niemieckich. Mieli za zadanie gołymi rękoma załadować na wozy koński nawóz i nieczystości a następnie wywieźć je poza teren wsi. Musieli też gołymi rękoma zasypywać okopy i inne umocnienia na terenie Leoncina i przylegających do nich obszarów.99 Takie traktowanie Volksdeutschów w pierwszych tygodniach po wojnie wynikało przede wszystkim z potrzeby odwetu za upokorzenia z okresu okupacji. Nienawiść tą podsycała prasa. "Cała nagromadzona w czasie okupacji nienawiść do okupanta i jego pomocników szuka ujścia w jak najszybszych i jak najsurowszych represjach."100 Później praca została o wiele lepiej zorganizowana. Pozostający na wolności pracowali w fabrykach a na terenie powiatu gostynińskiego i sochaczewskiego w większości w gospodarstwach rolnych. Na niektórych terenach rada gminna ustalała taryfikator dla gospodarzy korzystających z pracy Niemców. Niestety nie udało się dotrzeć do dokumentów zawierających taki taryfikator, a jedynie do akt, w których przywoływano gospodarzy Polaków do zapłacenia za pracę Niemców w swoim gospodarstwie. "Obecny na posiedzeniu wójt gminy ob. Bedyk Jan przedstawił Radzie sprawę opłaty od roboczych sił niemieckich, że opłaty te zupełnie nie wpływają i jak należy tą sprawą pokierować. Po wysłuchaniu powyższego Gminna Rada Narodowa postanowiła, aby wezwać poszczególnych gospodarzy posiadających siły robocze niemieckie po raz ostatni do uregulowania opłaty w terminie dni 14."101 Później kwestia wynagrodzenia za pracę więźniów została uregulowana przepisami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego102. We wszystkich starostwach wiosną 1945 r. powołano Powiatowe Urzędy Pracy dla Niemców. W kwietniu urzędy te wraz z Zarządami Gmin miały przeprowadzić spis wszystkich Niemców przebywających na ich terenie.103 Zarządy Gmin miały prawo do rozporządzania Volksdeutschami, których umieszczono w spisie. O przydzielenie im Niemca do pracy zwracały się zarówno osoby indywidualne jak i sołectwa. Przykładem mogą być dwa podania z roku 1947: "Podanie sołectwa Świniary, Nowosiadło, Wionczemin Nowy i Polski w sprawie przydziału Niemca (pisownia oryginalna - przyp. W.M.) kowala, znajdującego się u obywatela Kowalika Józefa - młynarza z Piotrkówka gmina Słubice, zatrudnionego jako zwykły pracownik rolny, a nadający się do pracy w kuźni, Gminna Rada Narodowa przesyła do Starostwa Powiatowego z prośbą o przydział niemca wymienionego w podaniu do kuźni w Świnarach."104 "Rozpatrując sprawę ob. Marszałka sołtysa wsi Sady, a na wniosek obywatela Cieślaka Tadeusza RN poleciła komitetowi (we wszystkich gminach zalecono utworzono komitet ds. pracy Niemców - przy. WM) przydzielić niemców tj. obywatelowi Cieślakowi Tadeuszowi i Bedykowi Janowi, by wraz z MO i UB w Juliszewie zabrali niemca "lichszego" od sołtysa wsi Wiączemin Polski obywatela Szczyka Stanisława i przydzielili sołtysowi wsi Sady, obyw. Marszałkowi."105 Z dokumentów rehabilitacyjnych Starostwa Powiatu Gostynińskiego wynika, że w roku 1946 i 1947 większość Niemców przydzielono do pracy w gospodarstwach rolnych. Osoby te, starając się o rehabilitację, podawały jako miejsce swojego zamieszkania adres gospodarstwa, w którym pracowały. Niektórzy, co bardziej przedsiębiorczy Polacy, organizowali gospodarstwa, w których pracowali tylko Niemcy, podczas gdy sami podejmowali inne prace zarobkowe.106 Wielu etnicznych Niemców nie poczuwało się odpowiedzialności za represje władz okupacyjnych, jakie spadły na Polaków. Uważali również siebie za ofiary hitlerowskiego aparatu represji. Volksdeustche czuli się poniżeni, gdyż upokorzenia jakich doznawali działy się na oczach ich najbliższych sąsiadów, osób które znali. Edna Schroeder wspomina: To był bardzo ciężki okres w moim życiu. Leoncin był bardzo blisko mojego domu i wielu ludzi znało mnie jeszcze z przed wojny. To było dla mnie bardzo ciężkie przeżycie. Zdawałam sobie sprawę, że jestem jedną z tych więzionych osób, z którą mogą zrobić co zechcą. Wtedy nie było żadnej władzy, rządu, tylko zdziczali ludzie, którzy oszaleli ze zwycięstwa i z zakończenia wojny. Nie była żadnych struktur władzy i organizacji. Ludzie mogli zrobić z Tobą co zechcą w poczuciu, że prawo nie istnieje. W pierwszych dniach po wyzwoleniu panował chaos."107 Zdaniem władz polskich Niemcy - koloniści próbowali uniknąć "odpowiedzialności" za wpisanie na Volkslistę. Zwykle ukrywali się u znajomych i sąsiadów, którym pomagali w czasie wojny.108 W tym samym czasie starali się zrehabilitować poszukując świadków, którzy potwierdziliby lojalność wobec Polaków w czasie wojny.109 Udawało się to jedynie tym, którzy mieli polsko brzmiące nazwiska. Władze lokalne dla zwiększenia kontroli nad Volksdeutschami i aby zapobiec ich ucieczkom, podejmowały decyzję o "oznaczeniu" Niemców. Władze starostwa powiatowego gostynińskiego zdecydowały, aby "wszyscy niemcy od 5 lat bez różnicy płci winni nosić znak na piersiach po lewej stronie w kształcie skośnie ustawionego kwadratu w bokach 6 cm koloru białego, z literą "N" w środku koloru czarnego, wysokości i szerokości 4 cm i grubości 1 cm."110 Władze powiatu włocławskiego wykazały się jeszcze większą "pomysłowością" i zamierzały oznaczyć Niemców malując na ich wierzchnim ubraniu wielką swastykę. Pomysł ten jednak się nie przyjął. Zdarzały się przypadki zbiegostwa. Część Niemców próbowała znaleźć sobie lepsze warunki życia, inni próbowali przedostać się na Zachód. Na terenie powiatu gostynińskiego rehabilitację rozpoczęto już w lutym 1945 r.. Podstawą był wydany 28 lutego 1945 r. przez Rząd Tymczasowy dekret o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów. Dekret ten formalnie regulował sytuację Volksdeutschów na terenie Polski. Przewidywał, że osoby "posiadacze kart kategorii II listy narodowej oraz zapisani do jednej z grup narodowościowych uprzywilejowanych przez okupanta mogli wystąpić z wnioskiem o rehabilitację do sądu i udowodnić przed nim, iż wbrew swojej woli zostali wpisani na listę i zarazem zachowali polską odrębność narodową."111 Występowanie mieszkańców powiatu gostynińskiego i sochaczewskiego z wnioskami o rehabilitację było związane z wydawaniem dokumentów tożsamości. W większości o rehabilitację występowali Polacy, których władze okupacyjne w roku 1944 wpisały na listę "Leistungs Pole".112. Rehabilitacja nie była jednak procesem łatwym do przeprowadzania. Wiele osób zatrzymanych w obozach pracy nie wiedziało, że mogą wystąpić z wnioskiem o nią, gdyż fakt ten ukrywano przed więźniami. W wielu obozach szczególnie tych "dzikich", działających w 1945 r., będących pod kontrolą miejscowych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, nikt nie był zainteresowany na traceniu dochodów z tytuły wynajmowania siły roboczej. Istniała jeszcze jedna przyczyna, która w istotny sposób ograniczała dostęp Volksdeutschów do procesu rehabilitacji - koszty. Obciążano mini osoby występujące z takim wnioskiem.113 Osoby przebywające w obozach nie dysponowały środkami niezbędnymi, aby opłacić sam proces oraz opłacić świadkom ich koszty związane z uczestnictwem w rozprawie przed sądem grodzkim. Nie mogły też liczyć na rodzinę czy znajomych, którzy przebywali w innych obozach bądź którym udało się wyjechać z Polski. Jak wspomina Edna Schroeder: "wiosną 1947 roku zaczęto mówić głośniej o możliwości uzyskania polskiego obywatelstwa. Ludzie w więzieniu mówili, że jak dostaniemy polskie obywatelstwo, to sytuacja nasza się poprawi. Pomyślałam sobie, że to może to jest jakieś wyjście z sytuacji. Pomyślałam, że jeżeli uda mi się wyjść z więzienia to może zdobędę jakąś pracę, zarobię pieniądze, znajdę jakieś małe mieszkanie, będę kontynuowała naukę. Wtedy też zacznę szukać mojej rodziny. (...) Kiedy byłam w więzieniu nie miałam żadnych praw. Pomyślałam, że jeżeli wyjdę z obozu, to wtedy będę w stanie odbudować moje życie. Polskie obywatelstwo stałoby się dla mnie biletem do wolności." 114 Z dostępnych akt wynika, że wśród mieszkańców Wymyśla jedynie mennonita Rainhold Wegert, który wystąpił z wnioskiem w dniu 17 marca 1945 r., został zrehabilitowany115. Łatwiej niż innym było mu uzyskać rehabilitację ponieważ współpracował z polskim ruchem oporu w okresie wojny. W pierwszych miesiącach po wyzwoleniu większość posterunków MO na terenie powiatu gostynińskiego obsadzanych były przez żołnierzy oddziałów partyzanckich, często związanych z AK.116 Inni mieszkańcy Wymyśla jak małżonkowie Marta i Henryk Bartel, którzy wystąpili o rehabilitację takowej nie uzyskali. Ich wniosek został odrzucony gdyż "nie spełniali wymogów ustawy". Henryk Bartel, jak stwierdzono w sentencji wyroku Sądu Grodzkiego, jako osoba nierehabilitowana traci prawa obywatelskie i zostaje skierowany na rok do obozu pracy. Ziemia i gospodarstwo w całości przechodzą na własność skarbu państwa i zostaną przeznaczone na rzecz reformy rolnej.117 Już na pierwszej sesji Powiatowej Rady Narodowej w Gostyninie 8 marca 1945 r. nawoływano, aby jak najszybciej rozdzielić wśród biedoty wiejskiej ziemię po obszarnikach i Niemcach. 118 Na terenie powiatu gostynińskie liczba gospodarstw poniemieckich wynosiła 1.190 a ich powierzchnia 11.308 ha.119 Władze starostwa powiatowego powiatu gostyńskiego zamierzały osadzić w przejętych poniemieckich gospodarstwach 1.350 małorolnych i bezrolnych chłopów a z pozostałego areału wydzielić dodatkowo 158 działek dla osiedlenia kolejnych. Już w styczniu 1945 r. część gospodarstw poniemieckich była przejmowana samorzutnie. Działo się to w imię "sprawiedliwości społecznej". Kiedy np. Józef Lenarcik zwracał się o przydzielenie gospodarstwa poniemieckiego, prośbę swą uzasadniał tym, że w czasie wojny zginął jego brat, zabrany na roboty przymusowe do Niemiec i że w czasie wojny stracił matkę i ojca i nie ma nic, nawet własnej ziemi.120 W efekcie w powiecie gostynińskim w gospodarstwach kolonistów - etnicznych Niemców osiedlono 960 rodzin małorolnych, robotników rolnych i dzierżawców, 14 rodzin wojskowych, 58 rodzin repatriantów i 380 rodzin przesiedlonych z innych terenów Polski.121 Osadzenie w gospodarstwach poniemieckich małorolnych chłopów wydawało się być lepszym rozwiązaniem niż parcelacja majątków "obszarników". O ile bezrolni i małorolni niechętnie uczestniczyli w parcelacji majątków ziemskich, to o wiele chętniej przejmowali gospodarstw poniemieckie. Wynikało to z niepewnej sytuacji politycznej. Na terenie powiatu gostyńskiego działały silne oddziały ROAD122, które walczyły przeciwko siłom UB oraz rezerwom MO, rekrutującym się przeważnie z były robotników rolnych - członków PPR. Po prostu nawet wśród biedoty wiejskiej nie było przyzwolenia na przejmowania ziemi z parcelowanych majątków ziemskich. Podobnie sytuacja wyglądała też w gminie Czosnów i Leoncin, gdzie najchętniej zajmowano gospodarstwa poniemieckie. Odebranie majątku byłym Volksdeutschom sprawiało też, że intencją władz nie było przywracanie im obywatelstwa polskiego. Zdarzały się bowiem przypadki kiedy obywatele polscy zwracali się o przydział mienia zrehabilitowanych Volksdeuschtów. "Podanie Obywatela Pawłowskiego Jana w sprawie przydzielenia jednego mieszkania w Wymyślu Nowym w budynku po Niemcu, Wegercie Rainholdzie, na założenie sklepu spożywczego. GRN postanowiła załatwić odmownie ponieważ właściciel w/w mieszkania Wegert został rehabilitowany i w domu swym zamieszkuje."123 Wyraźnie intencje władz lokalnych dotyczące rehabilitacji widoczne są w roku1946. Wielu osobom odmawiano rehabilitacji wszczynając automatycznie postępowania karne związane z "odstępstwem od narodu polskiego".124 Rehabilitacja okazała się być trudnym do przeprowadzania procesem. Podobnie jak Henryk i Marta Bartel również Anna Bartel i dwie jej córki nie zostały zrehabilitowane. Na posiedzeniu w dniu 6 lutego 1946 r. sąd postanowił odrzucić ich wniosek. W orzeczeniu zawarto zapis o umieszczeniu ich na czas nieograniczony w miejscu odosobnienia (obozie) oraz poddaniu Anny Bartel (ur. w 1921 roku) przymusowej pracy. Sąd grodzki dodatkowo skazał ją na utratę na zawsze praw publicznych oraz obywatelskich, orzekł również przepadek całego jej mienia.125 W decyzjach o rehabilitacji kierowano się racją stanu, czyli przyjmowano rozwiązania korzystne z punktu widzenia państwa polskiego. Większość gospodarstw po Volksdeutschach zostało już przejętych przez Polaków w ramach akcji repatriacyjnej ze Wschodu lub reformy rolnej. W rehabilitacji byłych Volksdeutschów należało się kierować względami natury moralnej, czyli nie można było traktować osób, które wyparły się narodowości polskiej na równi z tymi, które "zachowały swe narodowe oblicze". Zalecano również, aby liczyć się z "emocjonalnymi nastrojami społeczeństwa oraz jego poczuciem narodowej godności".126 Byli Volksdeutsche nie widząc szans na rehabilitację uciekali do Niemiec przez "zieloną granicę". W roku 1946 ucieczki te były powszechnym zjawiskiem. Najczęściej próby podejmowali ci pracujący na polach u rolników. Ucieczka z obozów praktycznie była niemożliwa. Starosta powiatu gostynińskiego pisał "wg doniesień z terenu powiatu mego wynika, że kilku Niemców zdołało zbiec poza granice Rzeczpospolitej Polski bez żadnych dowodów i zaświadczeń wydanych przez starostów na wyjazd." 127 W roku 1947 na terenie województwa warszawskiego w gminach zamieszkałych przed wojną przez kolonistów niemieckich i mennonitów, zmieniono politykę wobec byłych Volksdeutschów. Starano się ich nie rehabilitować i, jeżeli to jest możliwe, doprowadzić do zrzeczenia się obywatelstwa polskiego, które było jednoznaczne ze zrzeczeniem się na rzecz skarbu państwa wszelkiego majątku ruchomego jak i nieruchomego. Zrzeczenie się obywatelstwa polskiego stawało się przepustką do wyjazdu z Polski. Aby utrudnić proces rehabilitacyjny tworzono wiele przeszkód formalnych w postaci dodatkowych opłat i procedur. Sugerowano również, że negatywne rozpatrzenie wniosku pociąga za sobą konsekwencje karne w postaci odosobnienia w obozie pracy. Z formalnego punktu widzenia możliwość wystąpienia o rehabilitację była ograniczona. Jednocześnie uzyskanie rehabilitacji pomimo deklarowanej przynależności do narodu polskiego stawało się coraz trudniejsze. W 1947 r. los byłych Volksdeutschów został przesądzony wraz z wejściem w życie dekretu z dnia 28 czerwca 1946 r. o odpowiedzialności karnej za odstępstwa od narodowości w czasie wojny 1939 - 1945. Odnosił się on do kolonistów niemieckich - potomków Olęndrów zamieszkujących Powiśle.128 Wszedł z życie 8 listopada 1946 r. a przepisy wykonawcze wydane zostały 10 kwietnia 1947 roku. Na jego mocy obywatelstwa polskiego pozbawiono osoby pełnoletnie, które ukończyły 18 rok życia. Podstawowym kryterium przy podejmowaniu decyzji o pozbawieniu obywatelstwa miało być zachowanie niemieckiej odrębności narodowej czyli: używanie języka, dochowywanie zwyczajów i udział w niemieckich organizacjach. Osoby pozbawione obywatelstwa (jako bezpaństwowcy) byli wysiedlani z Polski a ich majątek przepadał na rzecz skarbu państwa. W nowej sytuacji Anna Bartel zmieniła złożone w roku 1945 zeznanie i na rozprawie w dniu 16 września 1947 roku oświadczyła: "Do winy przyznaję się. Przyjęłam obywatelstwo niemieckie, gdyż bałam się więzienia. Miałam II grupę niemiecką. Mąż był Niemcem i ewangelikiem. Za okupacji przesiedlono nas na wieś Troszyn, gdzie dostaliśmy osadę po Polaku, wielkości około 30 morgów, większą niż mieliśmy. Wysiedlono nas z Okoluszy, bo mieli tamten teren zalesić. Polaków z Okolusza nie wysiedlali. Do żadnej organizacji nie należałam. Mój ojciec nie umiał po niemiecku. Wszelkie prawa z przyjęciem obywatelstwa niemieckiego załatwił mój mąż. Nosił on Hakenkreuz od początku okupacji. Był wojsku i chodził w żółtym mundurze. Z mężem żyłam z tego powodu źle. Obecnie córki są w pracy. Męża i dwóch synów zabrali Rosjanie i o nich nic nie wiem." 129 W sentencji wyroku stwierdzono, że 30 września 1947 roku postanowiono postępowanie w sprawie rehabilitacji zawiesić do czasu wydania prawomocnego wyroku co do pozbawienia obywatelstwa Anny Bartel przez władze administracyjne.130 W dniu 23 października 1947 r. orzeczeniem Starosty powiatu gostynińskiego Anna Bartel (zamieszkała w Kępinach) urodzona w1889 r. została pozbawiona obywatelstwa polskiego.131 Niektórzy etniczni Niemcy Volksdeutsche sami się oskarżali, po to aby być pewnymi, że zostaną pozbawieni obywatelstwa polskiego i deportowani do Niemiec W 15 września 1947 r. jedna z Niemek zeznaje: przed 1.9.1939 obywatelsko polskie posiadałam do narodowości należałam niemieckiej, na niemiecka listę narodową zastałam wpisana dobrowolnie w roku 1944 do II grupy. Do polskiej ludności podczas okupacji odnosiłam się negatywne wysiedliłam Polaka gospodarza, językiem rozmawiałam niemieckim i polskim. Podczas okupacji uważałam się z niemkę obecnie czuje się niemką i także pragnę wyjechać do Niemiec. 132 W tym samym czasie Przewodniczący Gminnej Rady Narodowej w piśmie z dnia 16.06 1947 napisał: Obywatelki (...) stosunek do Państwa Polskiego jest lojalny i pragnie pozostać i przyjąć obywatelstwo polskie i zdaniem Prezydium Gminnej Rady Narodowej gminy tutejszej wskazanym byłoby jako element przychylny pozostanie na trenie Panstwa Polskiego133 Podobnie zadeklarował swoją przynależność kolonista z Troszyna Jan Tober. "(...) jestem z Troszyna, jestem narodowości niemieckiej, przed wojną miałem obywatelstwo polskie. Jestem z rodziny kolonistów niemieckich, wyrastałem w duchu niemieckim i uważam siebie za Niemca, Troszyn był wsią założoną przez kolonistów niemieckich i w większości zamieszkałych przez Niemieckich osadników." 134 Trudno jest ocenić, w jakim zakresie składający wniosek o pozbawienie obywatelstwa polskiego czynili to dobrowolnie. Niemniej złożenie takiej deklaracji było przepustką do wyjazdu do Niemiec, choć do czasu deportacji osoba pozbawiona obywatelstwa kierowana była do obozu pracy. W tym czasie Edna Schroeder próbowała skompletować dokumenty rehabilitacyjne. Po poradę postanowiła pójść do swojej nauczycielki - Polki ze szkoły podstawowej z Secemina, która odradziła jej występowanie o polskie obywatelstwo (rehabilitację) Powiedziała: "To może jest i dobry plan, żeby starać się o polskie obywatelstwo, ale uważam, że nie powinnaś tego robić. Jeżeli dostaniesz polskie obywatelstwo, granice dla Ciebie zostaną zamknięte a szczególnie dla Ciebie- Niemki. Sądzę, że lepiej będzie jak znajdziesz inne wyjście i wyjedziesz z Polski. Wiem ze twoi rodzice mieli kuzynów w USA lub w Kanadzie. Oni z pewnością pomogą Tobie wyjechać z Polski. Podpisała się pod moim wnioskiem o rehabilitację, ale to co powiedziała zastanowiło mnie."135 Sytuacja Volksdeutschów po wojnie , pozbawionych majątku, uwięzionych w obozach pracy nie stwarzała perspektyw na lepsze życie. Masowe wyjazdy osób pozbawionych obywatelstwa polskiego nastąpiły pomiędzy czerwcem a październikiem 1947 r. Wyjeżdżali Volksdeutsche I i II kategorii, którzy nie mogli liczyć na rehabilitację na podstawie decyzji władz lokalnych. Transport deportacyjny 5 listopada 1947 roku zorganizowano dla 1.200 Niemców, przeważnie matek z dziećmi i starców. Po tej akcji na terenie powiatu gostynińskiego pozostawało jeszcze około 2.000 Niemców. 136 Ostatni z nich wyjechali w 1948 r. Wówczas to historia kolonistów, nie tylko na terenach Mazowsza tak poplątana i tragiczna, w swoim epilogu została faktycznie zamknięta. 1 W. Marchlewski, Mennoniten Qurtely Revive, April 1990; Janusz Szczepański, Dzieje Gąbina do 1945 roku. Warszawa 1984 s.56. 2 Archiwum Państwowe w Płocku (dalej: APP), Powiatowy Urząd Likwidacyjny w Gostyninie, 1948. 3 J. Matuszewski, Okres II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej (1939 - 1945) w ; Dzieje Gostynina i ziemi gostynińskiej, red. M. Chudzyński, Warszawa 1990, s.527. 4 W. Marchlewski, Mennonici w Polsce. O powstaniu społeczności menonitów Wymyśla Nowego, Etnografia Polska 1986 , z.2, s.141. 5 J.w. 6 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life dispaced. A Mennonite Womens Flight form War- Torn Poland, Ontario. 2000, s. 34. 7 W. Marchlewski, Przyczynek do dziejów osadnictwa olęderskiego w środkowym biegu Wisły w XIX - XX w. (do 1945 r.), Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, t. XXXVI, 1988, nr. 3. 8 Edna Schroeder Thiessen, angela Showalter, A life dispaced. A Mennonite Womens Flight form War- Torn Poland, Ontario. 2000r, s.42.s 31 9 Erich Ratzlaff, Im Weischelbogen, Mennonitensiedlungen in Zentralpolen, Winnipeg 1971. 10 Edna Schroeder Thiessen, Angela Showalter, A life ..., s.30 11 W. Marchlewski Menonici ..., s.144 12 W. Marchlewski, Masovian Mennonites as an Etno- Religious Local Society, The Ethbic Identities of European Minorities, red. B. Synak, Gdańsk 1995. 13 APP, Starostwo Powiatowe w Gostyninie. Sprawy polityczne, syg. 1, s.21. 14 APP, Starosta Powiatowy w Gostyninie 1940 - 1945. syg 1804. 15 L. Olejnik, Zdrajcy narodu,? Los Volksdeutschów w Polsce po II wojnie światowej, Warszawa 2006, s.21. 16 APP, Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1918 - 1939, syg. 1 s. 28. 17 Fragment wywiad z Sigrfidem Bartlem w: S. M. Schroeder, Prussian Mennonites In the Third Reich and beyond: The Uneasy synthesis of National and religious myths. University of Britisch Columbia . 2001, s.21. 18 E. Haendiges, Zur Heimkher der bestreiten Volksgenossen ins Reich. Mennonitishe Blatter, październik listopad 1939.p.65 (Nasza niemiecka społeczność ponosiła nie wypowiedziane cierpienia pod panowaniem Polaków ciemiężycieli, przez ostatnie dwadzieścia lat zagranicznej dominacji. Ale co najgorsze już za nami. Dzięki Bogu naszemu Panu, przez pomocną rękę (ramieniem) naszego Furera przywrócił nam wolność. Jesteśmy wdzięczni Furerowi za wyzwolenie (w tłumaczeniu W.M). 19 : S. M. Schroeder. Prussian ..., s.31 20 : J.w., s.34 21 J. Frisen, Mennonites In Poland: An Expanded Historical View Jurnal of Mennoite Studies 4 z 1986 s.98. 22 VVD - Organizacja Deutscher Volksverband obejmowała swoim działaniem przede wszystkim teren województwa łódzkiego. Wraz z innymi organizacjami Jungdeutsche Partei, Deutsche Vereinigung, Deutscher Volksverband tworzyły piątą kolumnę w Polsce prowadząc działalność dywersyjną (szpiegostwo, sabotaż, prowokacje, działalność polityczno-destrukcyjna). Były one nadzorowane przez partyjne i państwowe organizacje III Rzeszy: NSDAP, Auslandsorganisation, Gestapo, SD, Abwehrę, które sprawowały nad nimi nadzór i wydawały stosowne instrukcje. Przyjmuje się że organizacje dywersyjno-sabotażowe tego typu zrzeszały 25% mniejszości niemieckiej. Niemieccy działacze (głównie z Deutscher Volksverband i z Jungdeutsche Partei) walczyli przeciw asymilacji Niemców z ludnością polską, piętnowano mówienie po polsku, kontakty kulturą polską. Polskie święta narodowe były bojkotowane, podobnie jak członkowie mniejszości niemieckiej, którzy nie przestrzegali owych zasad. 23 APP Starosta Gostyniński 1940 - 1944 akta 24 J.w., akta 25 J. Szczepański, Dzieje Gąbina. Warszawa 1984, s. 270. 26 J. P. Regier, Mennonitische Vergangenheitsbewältigung: Prussian Mennonites, the Third Reich, and Coming to Terms with a Difficult Past, March 2004, vol. 59 no. 1. 27 APP.Starostwo Powiatowe 1919 - 1939 roku, syg.1. 28 J. Szczepański Dzieje ..., s.270. 29 M. Cygański Mniejszość niemiecka w centralnej Polsce w latach 1919 - 1939, Łódź 1961. 30 Relacja H Bartel. 31 J. Matuszewski, Okres II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej (1939 - 1945) w ; Dzieje ...,s.528. 32 APP Starosta Gostyniński 1940 - 1944. 33 E. Ratzlaff, Im Wieschelbogen... 34 Edna Schroeder Thiessen, Angela Showalter, A life ..., s. 171 35 J.w. 36 J. Szczepański, Dzieje Gąbina ..., s.56. 37 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.47. 38 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s. 34. 39 J. Szczepański Dzieje Gąbina ..., s. 274. 40 J. Matuszewski Okres II wojny ..., s. 543 41 H. Gerlach, Prussian Mennonites, 1943 - 45, Mennonite Quarterly Review. April 1992, s 243. 42 J.w. 43 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s.23. 44 M. Wardzyńska, Wydział Ekspertyz i Opracowań Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Polacy - wysiedleni, wypędzeni i wyrugowani przez III Rzeszę. IPN. 45 APP Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1945 - 1950, syg. 20, Rehabilitacja. 46 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s. 51 47 Za L. Olejnik, Zdrajcy narodu...: Volksdeutsch to jest Niemiec etniczny zamieszkujący poza granicami imperium, był przeciwieństwem Raichsdeutscha, czyli Niemca zamieszkującego w Rzeszy. 48 L. Olejnik, Zdrajcy narodu ..., s..21. 49 J.w., s..25. 50 Z. Izdebski, Niemiecka lista narodowa 51 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.48. 52 J. Matuszewski. Okres II wojny światowej ..., s.551. 53 E. L. Ratzlaff urodził sie w Wymyślu 8 sierpnia 1911 r. jako szósty syn z ósemki dzieci Leonarda Piotra Ratzlaffa i Anny z Wolhemnuth. Był członkiem kongregacji Mennonitów Kościoła Braterskiego. W dniu 1 czerwca 1935 r. ożenił się z Luizą Raztlaff Ochrzcił się i przystąpił do zboru Mennonickiej Wspólnoty Braterskiej 23 lipca 1928 r. W roku 1932 zakończył edukację w kolegium nauczycielskim w Ostrzeszowie. W latach 1937 -1938 uczył w szkole w Borkach. Został z niej zwolniony na skutek pomówienia o uprawianie sabotażu i działanie na szkodę Polski. W dniu 7 kwietnia 1941 został wpisany na Volkslistę. W dniu 27 października 1942 r. powołany został do wojska, 13 maja 1945 r. dostał się do niewoli na terenie Czechosłowacji W czerwcu 1946 r. poprzez kontakt z rodziną w Kanadzie został deportowany do Niemiec. Od 1947 do sierpnia 1948 r. był internowany w obozie prowadzonym przez Mennonicki Komitet Centralny. Zmarł w Kanadzie w 1988 roku. 54 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.51. 55 CAW - Niemcy w Polsce 1945 - 1950 56 Hitlerjugend (HJ) - organizacja młodzieżowa NSDAP zorganizowana na wzór paramilitarny w 1922 jako przybudówka Oddziałów Szturmowych (SA).W HJ istniał podział na grupy wiekowe: Deutsches Jungvolk (DJ) 10-14 lat Hitlerjugen (HJ)14-18 lat; Od 1936 roku obowiązywała, zaostrzona jeszcze w 1938 roku, ustawa o obowiązkach młodzieży. Zgodnie z nią, każdy chłopiec i każda dziewczynka przyjmowani byli w wieku 10 lat do DJ, a w wieku 14 lat wstępowali do HJ bądź do BDM. 57 L. Olejnik Zdrajcy..., s. 21. 58 Bund Deutscher Mädel (BDM) dla dziecząt w wieku 14 - 18 lat; organizacja młodzieżowa NSDAP dziewczęta. Młodsze dziewczyny w wieku 10 - 14 lat zobowiązane były do członkostwa w Jungmädel (JM) iek(a starsze w wieku 17-21 lat w Glaube und Schönheit - Wiara i Uroda. 59 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life..., s.55. 60 J.w., s.60. 61 J.w., s. 58. 62 J.w., s. 51. 63 Oświadczenie o zasługach R Wegerta podpisane przez powojenne władze Gąbina, mieszkanców Łazisk, Sannik i Słubic, prawdopodobnie autor dotarł do dokumentu rehabiltacyjnego Rainholda Wegerta który ten odebrał z sądu po uzyskaniu rehabilitacji. 64 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s. 54. 65 APP, Starostwo Powiatowe Warszawskie : 13 sierpnia 1946 do Gminy Czosnów w sprawie ankiety o zachowaniu się wojsk niemieckich podczas okupacji napisano głównie o gromach masowych w pobliskich Anikieta przebiegu działań wojennych oraz okupacji niemieckiej nr 97 s. 3. 66 APP, Starosta Gostyniński 1940 - 1944, syg.1804. Pod koniec roku 1937 lub na poczatku 1938 w szkole, w której W Borkach odbywało się spotkanie zwołane przez wójta wsi Dobrzyków. Jak twierdzi policjant ze wsi Dobrzyków Ratzlaff nie proszony wepchnął się na nie. Prawie wszyscy uczestnicy byli etnicznymi Niemcami. Wójt gminy przedstawił cel działania OZON a następnie zażądał by obecni na zebraniu Niemcy zostali członkami OZON. Erich Ratzlaff udzielał bliższych wyjaśnień co do działania OZON. Jak twierdzi policjant Eichman pomimo starań Raztlaffa nie udało się mu zwerbować nikogo do OZON. Najbardziej jednak wzburzyło uczestników spotkania kiedy powiedział : Nie bójcie się, nic wam się nie stanie, ja sie pierwszy wpiszę", co i uczynił Wtedy zostały wyłożone listy członków do podpisu.. 67 APP. Starosta Gostyniński 1940 - 1944 syg.1804, W spotkaniu, którego celem był wybór Rady Szkoły uczestniczyło 50 etnicznych Niemców i 3 Polaków. Erich Ratzlaff tak pokierował uczestnikami spotkania, że na przewodniczącego Rady Szkoły wybrano Polaka Jan Suchodolskiego z odległej o 3 km wsi Rumunki. Zarzucano też Erichowi Ratzlawowi że gdy zwracano się do niego Guten Tag, ten odpowiadał po polsku "Dzień dobre". 68 J.w., 275. 69 J. Szczepański, Dzieje ...,. s 278. 70 J. Borsiak, Echo Gąbina - www.echo-gabina.zcentrum.pl/historia03.html. 71 H. Gerlach, The final years of mennonites in East and West Prusia 1943 - 1945, Mennonite Quarterly Review April 1992, s 242. 72 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.38. 73 H. Gerlach, The final years of ..., s. 242. 74 W. Stankowski, Obozy i inne miejsca odosobnienia niemieckiej ludności cywilnej w Polsce w latach 1945 - 1950 Bydgoszcz 2002 oraz W. Stanowski, Niemcy na Pomorzu Gdańskim i Kujawach w latach 1944/45- 1950 .Ucieczka, życie codzienne, wysiedlenia. Bydgoszcz 2000. 75 J. Matuszewski. Okres II wojny światowej ..., s.551. 76 J.w., s. 552. 77 Volkssturm powołano do życia 20 października 1944 r. Dla zrównoważenia start jesienią 1944 r. powoływano pod broń młodzież w wieku od szesnastu lat oraz starszych mężczyzn od 50 do 60 lat. Znaleźli się w tej grupie wszyscy objęci obowiązkiem pracy, którzy ze względu na zatrudnienie w gospodarce pozostawali dotychczas poza wojskiem. Kadrę zamierzano uzyskać spośród dowódców różnych organizacji partyjnych: SA, SS, NSKK i HJ. Organizację nad tworzonymi oddziałami powierzono NSDAP. 78 T.R Regehr, Polish and Prussian, mennonite displaced person. 1944 - 1950 Mennoniten Qurtely Revive April 1992, s.247 79 J.w. 80 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.68. 81 Archwum Państwowe m.st. Warszawy. Oddział Grodzisk. Mazowiecki (dalej APW.OG), Sprawozdanie wójta gminy i Przewodniczącego GRN za okres 1945 - 1950, nr akt 179. 82 J.w. 83 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.68: Edna kiedy jeszcze w Polsce w 1948 a potem w Gronau i w Kanadzie próbowała odnaleźć ojca dowiedziała się od sąsiadów, że został wyprowadzony do lasu i tam zastrzelony. Wg innych relacji został wywieziony do ZSRR. 84 J.w., s.70. 85 B. Kopka, Obozy pracy w Polsce. Przewodnik encyklopedyczny. Warszawa 2002, s.34 - na podstawie AAN,MBP.10/6 s.78. 86 B. Kopka, Obozy pracy ..., s.33 87 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s. 153. 88 J.w. 89 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s.71. 90 B. Kopka, Obozy pracy ..., s.39 - na podstawie za AAN, MPB 1/20. s.46 . 91 APP, Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1945 - 1950, syg. 13. 92 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ...,s. 72. 93 J.w., 73. 94 L. Olejnik, ..., s.158 95 Zapobiegawczo obie kobiety skierowano do obozu odosobnienia do pracy w gospodarstwach. Matka Anny Bartel w marcu 1947 pracowała w gospodarstwie Kępina, a siostra w gospodarza Tomasika. Gospodarze ci byli mieć świadkami w sprawie o rehabilitację kobiet. 96 B. Kopka. Obozy pracy ..., s.263. 97 E Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s. 85. 98 B. Kopka. Obozy pracy ..., s 262 za AAN, MBP, 4/331s.38 99 E Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s 72. 100 Muszkat, Wymiar sprawiedliwości w stosunku do przestępców wojennych a walka o utrwalenie pokoju, "Demokratyczny Przegląd Prawniczy 1946 nr. 11/ 12 s. 15. 101 APP, Sprawozdanie Gminne Rady Narodowej w Czermnie 30 stycznia 1948 roku 102 B. Kopka, Obozy pracy .... 103 Borodziej, s.308. 104 APP, Akta gminy Czermno - Protokoły posiedzenia Gminnej Rady z dnia 20.04.1947. 105 APP. Akta gminy Czermno - Protkoły posiedzeń Rady Gminy Czermno z dnia 20 04,1947 106 APP, Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1945 -1950 syg. 527. 107 Edna Schroeder Thiessen, angela Showalter, A life ..., s. 72. 108 J. Matuszewski Okres II wojny ..., s.522. 109 J. Szczepański Dzieje Gąbina. ... 110 CA MSWiA, MAP 302 okólnik nr 7/45 Powiatowego Urzędu Pracy dla Niemców w Gostyninie z 23 VI 1945 roku w: L. Olejnik, Zdrajcy ..., s. 160. 111 J.w., s.93 112 APP. Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1945 1950. Rehabilitacja. 113 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s.105. 114 E Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s. 75. 115 APP. Starostwo Powiatowe w Gostyninie 1945 - 1950. Rehabilitacja, syg 20. Dokumenty nie zachowały się, gdyż jak zapisano w spisie osób - występujących o rehabilitację starający się dokumenty odebrał. 116 J. Pawłowicz, Ruch oporu Armii Krajowej w powiecie gostynińskim 1945-1947, Warszawa 2009. 117 Nie udało się trafić na jego dokumenty, gdyż w zbiorze zapisane jest, że zainteresowany odebrał swoje dokumenty. 118 J. Maciejewski, Okres II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej (1939 - 1945), Dzieje Gostynina i ziemi gostynińskiej, red. M. Chudzyński, Warszawa 1990, s.557. 119 J.w., s.588. 120 APP Starostwo Powiatowe 1945 - 1950 Sprawozdanie z obrad z Gromadzkiej Rady Narodowej w Czermnie z 8.10.1946. 121 J. Maciejewski, Okres II wojny światowej ..., s.589. Dla przykładu :gospodarstwo Albert a Foth z Wymyśla Nowego w roku 1946 przejął bezrolny wywieziony na roboty do Niemiec Józef Zieliński a gospodarstwo Erich Raztllaf w listopadzie 1945 roku przydzielono Zygmuntowi Tyznehaus rannemu w 1939 zawodowemu majorowi wojska polskiego którego żonę z dziećmi i teściową wywiezieni na Syberię. 122 J. w., s.579. 123 Sprawozdanie z obrad z Gromadzkiej Rady Narodowej w Czermnie z 8.10.1946 r. 124 J. Maciejewski, Okres II wojny światowej ..., s.552. 125 APP. Starostwo Powiatowe Płockie 1945 - 1950, syg.38. 126 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s.118. 127 Borodziej, tom II, s. 249 oraz APm.stW UWW z dnia 30 września 1946 r. 128 L. Olejnik, Zdrajcy ..., s 187. 129 APP. Starostwo Powiatowe Płockie. 1945 - 1950. Rehabilitacja b. Volksdeutschów. syg.21/22/23/24. 130 J.w. 131 J.w. 132 APP. Starostwo Powiatowe Płockie 1945 - 1950, syg.221 s 96. 133 APP. Starostwo Powiatowe Płockie 1945 - 1950, syg.221 s 95. 134 APP Urząd Powiatowy w Gostyninie 1945 - 1947. 135 E. Schroeder Thiessen, A. Showalter, A life ..., s. 97. 136 Borodziej s. 308 |
Start | Wprowadzenie | Artykuły: Polska | Małopolska | Mazowsze | Ziemia Łęczycka | Żuławy | Nizina Sartawicko-Nowska | Ziemia Kwidzyńska | Ziemia Walichnowska | Ziemia Sieradzka | Ziemia Wieluńska Copyright 2005 © jerzyszalygin@wp.pl |